sobota, 8 sierpnia 2015

10. Koszmary przeszłości

 Pomału zaczęłam odzyskiwać świadomość. Otaczająca mnie ciemność zaczęła znikać. Otworzyłam oczy. Leżałam na zimnej kamiennej podłodze. Usiadłam i rozejrzałam sie wokół. Znajdowałam sie w bardzo małym, ciemnym, kwadratowym pomieszczeniu. Nie było tu drzwi ani okien. Tylko wielkie lutro, które zajmowało prawie całą ścianę. Siedziałam na przeciwko niego. Spoglądała na mnie mała, rozczochrana i brudna osóbka. Jeju, wyglądam strasznie. Wstałam i podeszłam bliżej lustra. Dotknęłam powierzchni, lecz nie wyczułam nic szczególnego. 
- Halo? - odezwałam się niepewnie. - Draco? 
Odpowiedziała mi cisza. Po chwili moje odbicie zaczęło sie zmieniać. Zamrugałam kilka razy ze zdziwienia. Przede mną stała moja mama. Dotknęłam ponownie lustra, ale wyczułam tylko płaską tafle. Cofnęłam sie przestraszona.
- Mamo? - spytałam niepewnie.
Uśmiechała sie do mnie. To nie był przyjemny uśmiech, był przerażający. Po chwili jej twarz zmieniła swój wyraz. Teraz patrzyła się na mnie tępo. 
- Zapomniałaś o mnie.
Poczułam ukłucie w sercu. Tak dawno nie słyszałam głosu mamy. Zaczęłam kiwać przecząco głową.
- Nie! Mamo! Nigdy o tobie nie zapomniałam! - mój głos się łamał.
Mama cały czas tylko powtarzała to samo zdanie. 
- Zapomniałaś. 
Po chwili na jej miejscu pojawił sie tata.
- Jak mogłaś o nas zapomnieć? - powiedział. Jego głos nie wyrażał żadnych uczuć. Do oczu napłynęły mi łzy.
- Przestan proszę. 
Na miejscu moich rodziców pojawiali sie rownież moi przyjaciele, którzy zginęli wojnie. Padłam na kolana i zatkałam uszy. Z moich oczu płynęło coraz więcej łez. 
- Przestańcie. - wyszeptalam i skuliłam sie jeszcze bardziej.


Czy ja oszalałem? Umarłem? Jestem w piekle? Siedzę pod ściana na końcu pomieszczenia. Od kilku minut przede mną pojawiają sie osoby z moich koszmarów. Osoby, które umierały na moich oczach. Szepczą "Morderca", "zapomniałeś". To jakieś szaleństwo. Czy tak wyglada moja kara? Zamykam oczy i próbuje oczyścić umysł. Po chwili do moich uszu dociera cichy szloch. Podchodzę do lutra starając sie nie patrzeć na postacie w nim ukazane.
Stąd płacz jest głośniejszy. 
- Graneger? To ty? - pytam.
Nie uzyskuje odpowiedzi. Zrezygnowany zaczynam iść z powrotem na moje miejsce, ale zatrzymuje mnie cichy głos.
- Malfoy? 
Ponownie podchodzę do lustra.
- Tak, jestem tu. Nic Ci nie jest? 
Słyszę, że brazowowłosa stara się powstrzymać szloch.
- Wszysko okej. Gdzie my jesteśmy? A co ważniejsze jak się wydostaniemy?
Rozglądam sie wokół. Żadnej drogi ucieczki. Nagle nachodzi mnie pewna myśl.
- Lusto. Musimy je zbić. - mowię.
Grenger nic nie odpowiada.
- Czy ty też...- zaczynam - widzisz, eee, rożne postacie? 
- Tak. - odpowiada szybko. 
Zaczynam szukać swojej różdżki. Niestety jej nie znajduje. Cholera, musiałem upuścić ją w lesie. 
- Granger, nie mam swojej różdżki. Ty masz swoją? - pytam ze zdenerwowaniem.
- Tak, mam. - jej głos lekko drży.
- Musisz wysadzić lustro.
Znowu cisza. Po chwili jednak słyszę:
- Tak.

Znowu pojawia sie mama. Dziwnie celować różdżka we własna rodzicielkę. Muszę wysadzić lustro.
- Zapomnialaś o nas. - głos matki tym razem jest ostrzejszy. - Teraz chcesz nas zabić! Zniszczyć! 
Zamykam oczy. Serce bije mi jak szalone.
- Granger, oni nie są prawdziwi. - mimo, że nie widze Malfoy'a, słyszę jego spokojny głos. - Zrób to.
Biorę głęboki wdech i patrzę prosto w oczy matki.
- Nie zapomniałam o was.
- Chcesz nas zniszczyć.
- Nie jestes prawdziwa.
Cofam się jak najdalej. Mam nadzieje, że Draco też tak zrobił.
- Bombarda maxima! 
Z mojej różdżki wytrzelił biały snop światła. Kiedy spotkał sie z lustrem, rozbiło sie na milion kawałeczków. Wyczarowalam szybko tarcze ochronną. Kiedy wszystkie kawałki opadły, zobaczyłam, że po drugiej stronie stoi Draco. Podeszłam do niego powoli.
- Co teraz? Nadal nie mamy jak stąd wyjsć. - szepnęłam. Byłam poruszona tym wszystkim. Draco tez nie wyglądał najlepiej, ale wydawał sie mniej zdenerwowany niż ja. 
Kiedy Malfoy otworzył usta aby coś powiedzieć cały pokój wypełnił sie białym światłem. Przymrużyliśmy oczy i po chwili pomieszczenie znikło. Znowu staliśmy na polanie w środku lasu. Przed nami stała postać emanująca delikatnym światłem.
Wygladała trochę jak kobieta. Jej skóra była śnieżnobiała, tak samo jak włosy. Miała wysokie kości policzkowe i szpiczaste uszy. Jej oczy były żółte.
- Gratuluje, zdaliście moją próbę. 
Otoczył nas delikatny i dźwięczny głos. Byłam jednocześnie przerażona i spokojna. 
- Kim jestes? Co to było? - spytał Draco.
Postać uśmiechnęła sie delikatnie.
- Jestem strażniczką rzeki Lete.








1 komentarz:

  1. świetnie piszesz i bardzo podoba mi sie to opowiadanie!
    jestem bardzo ciekawa co będzie dalej!

    Pozdrawiam i życzę weny. :*

    ps. zapraszam do siebie --> dramione-przypadek-nie-istnieje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy