niedziela, 7 sierpnia 2016

21 (część 1). Połączeni

 Przepraszam za taką dłuuuuuugą przerwę. Wiem, jestem najgorsza ;-; Ale teraz wracam do pisania, obiecuje!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    *Hermiona*

   Minęły dwa dni i w końcu pozwolili mi wyjść z łóżka. Rana ładnie się zagoiła. Pakowałam właśnie ostatnie rzeczy do plecaka. Zaraz mieliśmy wyruszać z Draco dokończyć misję. Harry i Ginnny udali się do wioski Trolii już wczoraj. Mam nadzieję, że nie spotkają ich żadne komplikację. Zarzuciłam plecak na ramię i weszłam do góry. Sasha krzątała się po posiadości, sprzątając co nieco. Freddie siedział w fotelu. Nigdzie nie widziałam Malfoy'a.
- Hejka, gdzie Draco? Zaraz wyruszamy.
- Nie wiem, nie widziałem go dzisiaj. - powiedział Freddie, wzruszając ramionami.
- Aha...Pójdę go poszukać. - oznajmiłam i rzuciłam plecak na podłogę.
Skierowałam się do jego pokoju. Niestety go tam nie zastałam. Postanowiłam sprawdzić wszystkie pokoje po kolei. Każdy pokój był bogato wystrojony i nudny. Jedne drzwi były uchylone. Pchnęłam je. Zobaczyłam Draco stojącego przy wielkim drewnianym biurku. Przeglądał jakieś papiery. Był odwrócony do mnie plecami.
- Draco? - chciałam zwrócić jego uwagę. Blondyn gwałtownie się odwrócił.
- Oh, hej. Już wyruszamy? Daj mi chwilkę.
- Co robisz? - zapytałam. Zobaczyłam wahanie na jego twarzy,
- Przeglądam papiery ojca. Niezłe przekręty robił. - zaśmiał się smutno.- O niczym nie wiedziałem. Należał mu się ten Azkaban.
- Oh. - nie wiem co innego mogłabym powiedzieć. Temat ojca Malfoy'a raczej nie był idealny na poranną pogawędkę. - Będę czekać na Ciebie w holu.
- Jasne. Zaraz przyjdę.

   Kiedy byliśmy już gotowi, odciągnęłam Sashe na bok.
- To twoja szansa, wiesz o tym? - powiedziałam szeptem.
- C-co? Jaka szansa?
- Na zdobycie Freddie'go. Wyznaj mu  swoje uczucia. 
- J-ja...Ok. Będę się starać zdobyć Freddie'go,  jeśli ty mi obiecasz postarać się zdobyć Draco.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Umowa stoi.
Pożegnaliśmy się z nimi i teleportowaliśmy się z powrotem do lasu. Wyciągnęłam mapę. Naprawdę trudno było się nią kierować. Wiedziałam tylko, że cel znajdował się niedaleko jakiegoś jeziora.
Szliśmy przed siebie. Draco jak zwykle się do mnie nie odzywał. Dlaczego on nie może zaakceptować moich i przede wszystkim swoich uczuć? Przyglądałam mu się ukradkiem. Był zamyślony. Ciekawe o czym myślał. Jego brwi były lekko zmarszczone. Blond włosy były rozczochrane. Pamiętam te czasy, gdy Draco jeszcze przejmował się swoją fryzurą. Zawsze chodził ulizany. Ciekawe ile mu to zajmowało. Aż zachichotałam wyobrażając sobie Malofy'a stojącego przed lustrem i układającego włosy.
- Co cię tak śmieszy? - Draco odezwał się do mnie po raz pierwszy od dobrej godziny.
- Nieważne. Ty się do mnie nie odzywasz, więc czemu ja miałabym Ci cokolwiek mówić?
- I tak mnie to nie obchodzi. - powiedział obojętnie.
Nie wiem czego ja się spodziewałam. Draco nie odpuści w swoim przekonaniu. Obiecałam, że zdobędę Malfoy'a. I to miałam zamiar zrobić. Doszliśmy do jeziora. To znaczyło, że cel był niedaleko.
- Robimy postój. - oznajmiłam.
Draco usiadł na trawie, niedaleko brzegu. Dołączyłam do niego i wyjęłam z plecaka bidon z herbatą. 
- Musimy porozmawiać. - powiedziałam, nalewając gorącej cieczy do zakrętki.
-Myślę, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Nie Draco. Nic sobie nie wyjaśniliśmy! Cały czas tylko uciekasz. 
Malfoy milczał, wpatrując się w spokojną wodę. 
- Czemu nie potrafisz zrozumieć, że nie możemy być razem?
- Niby dlaczego? - zaczęłam się irytować całą tą sytuacją.
- Wszystko utrudniasz! Już Ci mówiłem, że nie pasujemy do siebie. Zamierzam wymazać sobie pamięć, pamiętasz? Po co mamy zaczynać coś, co zaraz się skończy?
- Nie możesz nie usuwać pamięci?  - szepnęłam.
- Hermiono, wiesz, że muszę to zrobić. Nie dam rady żyć normalnie, pamiętając te wszystkie okropne rzeczy które widziałem i robiłem. To dla mnie za wiele. Załamuje się psychicznie, rozumiesz?
Poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
- Nie obchodzi mnie, że stracisz pamięć! Do tego czasu  możemy...
- Pomyślałaś może o sobie? Ja nie będę nic pamiętał, więc nie będę cierpiał. Ty natomiast zostaniesz sama z tymi wszystkimi wspomnieniami i bólem. - Draco przeczesał dłonią włosy i westchnął.
- Wiem, okej? Ale mnie to nie obchodzi! Jeśli będę mogła spędzić z Tobą kilka miłych chwil, to jest to warte późniejszego cierpienia. -  przybliżyłam się do niego i spojrzałam mu prosto w oczy. - Draco, Kocham Cię. Mimo tego, że jesteś dupkiem, że nie pasujemy do siebie, że byliśmy wrogami przez całe życie...Teraz jest inaczej. Zbliżyliśmy się do siebie,a ja nie potrafię już  dłużej tłamsić w sobie uczuć.
Nie wierzę, że w końcu to powiedziałam. Wszystkie uczucia, które nieświadomie trzymałam głęboko w sobie, wyleciały ze mnie jak para. Czułam się teraz lekka, nie musząc dźwigać już tego ciężaru. 
Draco wpatrywał się we mnie wielkimi oczami. Trwaliśmy tak przez chwilę, aż w końcu Draco się odezwał.
- Oh Hermiono... - mówiąc to,  chwycił moją twarz w dłonie i przyciągnął do swojej. Nasze usta złączyły się w długo wyczekiwanym, namiętnym pocałunku pełnym uczuć. Draco przewrócił mnie na ziemię i teraz wisiał nade mną, wpatrując się we mnie wzrokiem pełnym pożądania. Przyciągnęłam go do siebie, ponownie łącząc nasze usta w pocałunku. Nasze języki leniwie się o siebie ocierały. Draco gładził ręką mój policzek. Nigdy się tak nie czułam. Byłam najszczęśliwsza na świecie. Nigdy bym nie pomyślała, że Draco może być zarazem tak delikatny i brutalny. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, Malfoy położył się obok mnie, na plecach. Leżeliśmy tak w ciszy przez jakiś czas, starając się przywrócić oddech do normalności.
- Cholera, tak dawno chciałem to zrobić. - wyznał Malfoy.
- Serio? - zapytałam, próbując ukryć uśmiech.
-Tak. Miałem trzymać się z daleka od Ciebie, ale Ty zawsze musisz postawić na swoim. - zaśmiał się.
- Ale tym razem, obojgu nam wyszło to na dobre. - zauważyłam.
- Racja.




wtorek, 16 lutego 2016

20. Determinacja

   * Hermiona *

   - Chcę wrócić do Hogwartu. Został nam ostatni rok nauki, a oni i tak zabierają nam te ostatnie chwile! Będę miała tyle zaległości...I do tego od trzech dni nie pozwalacie mi wyjść z tego łóżka!
Harry oderwał wzrok od książki i spojrzał na mnie z politowaniem. 
- Zrobiłaś się strasznie marudna, wiesz? - zażartował. 
- Ja chcę tylko jak najszybciej załatwić tą sprawę i wrócić do szkoły. Już nic mnie nie boli, dam radę iść.
- Ostatnio jak tak mówiłaś, upadłaś, nie pamiętasz? - Harry przeczesał włosy dłonią. 
- Ale teraz mówię serio. W każdym razie, wyciągnęliście coś z niej? - pytam.
- Milczy jak grób. 
- Idę tam. - mówiąc to, pomału wstaje z łóżka i staje na stopach. Na prawdę już nie czuje bólu. Harry podrywa się z krzesła aby w razie czego szybko mnie złapać. Na szczęście nie ma takiej potrzeby i o własnych siłach dochodzę do drzwi. Harry bez słowa podąża za mną, chyba wie, że ze mną nie wygra.
- Zaprowadź mnie do niej. - mówię, a czarnowłosy przytakuje. Wychodzimy z komnaty. Przed nami ciągnie się długi korytarz, na końcu którego widać schody. Gdy do nich dochodzimy, przechodzę kilka stopni i nagle zwijam się z bólu. Czuję, że rana w nodze chyba się otworzyła. Wchodzenie po schodach to nie był dobry pomysł. Mimo wszystko, nie mówię tego Harry'emu. Nie mam zamiaru znowu przeleżeć kilku dni w łóżku. Gdy w końcu dochodzimy na górę, przed nami rozpościera się wielki hol. Cały pokryty w marmurze.
Na ścianach wiszą portrety jakiś smętnych ludzi. Przechodzi mnie dreszcz. Kto chciałby tu spędzać wakacje? Po kilku minutach docieramy do prowizorycznej celi. Wchodzimy do środka. W kącie widzę Elfkę przykutą do ściany łańcuchem. Podnosi głowę i spogląda na mnie. Szczerzy się złośliwie.
- Jak tam nóżka? - pyta kpiąco.
- Bardzo dobrze. Dzięki, że pytasz. - prycham.
- Właśnie widzę. - Elfka śmieje się i wskazuje głową na moją nogę. Krew przesiąknęła przez spodnie. Cholera. Harry patrzy na mnie karcąco i kręci głową z niezadowoleniem.
- Koniec tych pogaduszek. - mówię. - Gadaj, gdzie się ukrywa wasza banda?
- Wyglądam jakbym miała zamiar Ci to zdradzić? - zaśmiała się.
- Co otwiera ten klucz? - zadaje kolejne pytanie.
-Coś na pewno. - odpowiada i wzrusza ramionami. Zaciskam pięści ze złości i wychodzę z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Po chwili słyszę jak Harry również wychodzi.
- Od kilku dni tak to wygląda. Nie ma zamiaru nic powiedzieć. Draco nawet zaproponował, żeby potorturować ją cruciatusem, ale reszta odrzuciła ten pomysł.
- Chyba musimy po prostu ruszać dalej za mapą. - powiedziałam. - Ale nie możemy jej wypuścić.
-  A jakby się tak rozdzielić? W sensie, ktoś by tu został. - podpowiedział Harry.
-Tak! Już nawet wiem kto.

    Jadalnia była tak samo duża i majestatyczna jak reszta tej posiadłości. Siedzieliśmy wszyscy przy stole i jedliśmy kolację. Za chwilę miałam zamiar oznajmić im mój i Harry'ego pomysł. Kątem oka spoglądałam na Malfoy'a. Jak zwykle był nieobecny.
- Słuchajcie, jako lider tej grupy ogłaszam nowy plan. - wszyscy spojrzeli się na mnie. - Rozdzielam nas na trzy grupy.
- Co??? - zdziwiła się Ginny.
- Już tłumaczę. - kontynuowałam. Ponieważ nie chcemy marnować czasu na bezczynne siedzenie, rozdzielimy się. Grupa numer jeden, czyli Sasha i Freddie, zostanie tutaj i będzie pilnować Elfki. Harry i Ginny wyruszą , zgodnie z naszym początkowym planem, do wioski Trolli w poszukiwaniu reszty zdrajców. Natomiast ja i Draco pójdziemy odnaleźć miejsce z mapy, aby dowiedzieć się co otwiera klucz. Jakieś pytania?
- Dlaczego taki podział? - wymamrotał Draco.Wiedziałam, że się tego doczepi.
- W każdej drużynie jest jeden chłopak i jedna dziewczyna. - wzruszyłam ramionami. - Musisz się dostosować, przykro mi.

*Draco*

    Czemu ona mi to robi? Specjalnie przydzieliła nas do jednej grupy. Granger nigdy nie odpuszcza. Mimo wszystko szukanie co otwiera klucz wydaję się najciekawszym z tych zadań, więc nie narzekam.  Gdy opuszczam jadalnie, widzę Granger stojącą w holu i trzymającą się za udo. Zauważam, że nogawka jej spodni cała przesiąknięta jest krwią. Wzdycham z poirytowaniem.
- Po co wstawałaś z łóżka, skoro jeszcze nie wyzdrowiałaś? - Gryfonka na dźwięk mojego głosu wzdryga się przestraszona. 
- Jestem już zdrowa, to mała ranka, nieważne. - powiedziała, nie patrząc mi w oczy.
- Chodź, opatrzę Cię. - odparłem obojętnie i ruszyłem w stronę mojej komnaty. Granger wolno szła za mną.
Gdy dotarliśmy na miejsce, usiadła na moim łóżku, a ja sięgnąłem po podręczną apteczkę. Wyjąłem z niej wodę utlenioną i bandaż. 
- Musisz zdjąć spodnie...
Gryfonka momentalnie się zarumieniła.
- Może obetnę nogawkę, czy coś...
- Serio chcesz psuć spodnie?
- Nie. Dobra, ale się odwróć.
- Jasne. 
Po upływie minuty, Granger w końcu mi oznajmiła, że mogę już patrzeć. Przede mną stała Hermiona w samych majtkach. Nie widziałem ich ponieważ zakryła je swetrem. Ponownie usiadła na łózko, a ja zacząłem opatrywać jej nogę. Rana nie wyglądała najgorzej, tylko popękała w kilku miejscach, z których sączyła się krew. 
- Co zrobiłaś? - zadałem pytanie.
- Weszłam po schodach. - odpowiedziała już bez oporów.
- Żeby dostać się do swojej komnaty znowu musisz ich użyć. Rana ponownie Ci się otworzy. Nie ma mowy, zostajesz tutaj. - oznajmiłem.
- Co? Nie ma opcji żebym spała z tobą! - powiedziała i odwróciła głowę w bok, starając się ukryć rumieniec.
- Głupia jesteś, wiesz? Nie mam zamiaru tu z tobą spać. Pójdę do innej komnaty, a ty zostaniesz tutaj.
- Mhmm, ok. - powiedziała , zawstydzona swoim wybuchem. - Draco...Muszę Ci coś powiedzieć.
Spojrzałem na nią pytająco, zaczynając obwiązywać bandaż wokół jej uda.
- W końcu zdałam sobie sprawę, że coś do Ciebie czuję. I nie mam zamiaru odpuścić. Będę o Ciebie walczyć, przekonam Cię do zmiany zdania. 
Słysząc to przestałem obwiązywać nogę. Spojrzałem na nią. Miała zdeterminowany wyraz twarzy.
- Granger, już Ci mówiłem, odpuść sobie i koniec. - westchnąłem. - Gotowe. - związałem bandaż i schowałem apteczkę. 
- Draco...
- Zostań tutaj. Miłej nocy. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Miałem nadzieje, że nie usłyszała jak szybko bije moje serce. 

-------------------------------------------------------------
Przepraszam, że rozdział taki krótki.
Spodziewajcie się niedługo rozdziału dodatkowego :)




Obserwatorzy