czwartek, 27 lutego 2014

5. Kurtyna tajemnic

 Przez chwilę znowu widzę ciemność. Potem widzę Jego i znika równie szybko jak się pojawił. Słyszę znajome głosy. Wydaje się, że są tak blisko, a zarazem tak daleko. Przebłyski wspomnień. Chcę się obudzić, ale nie mogę. Czuję, że ktoś dotyka mojej twarzy. Ma zimne, ale delikatne ręce. Głaszcze mnie po policzku. Chcę zobaczyć kto to, chcę otworzyć oczy i powrócić do życia. Ale nie mogę.
- Obudź się, Granger. - słyszę znajomy głos. Nie mogę odpowiedzieć. Mam ochotę krzyczeć.
Czuję, że On odchodzi. Chcę wołać z całych sił aby został ze mną. Ale nie mogę. 
Draco Malfoy odszedł.

Czuję, że powraca mi władza w palcach u rąk. Zaczynam nimi powoli ruszać. Teraz nogi. Znowu mogę kontrolować swoje kończyny. Przyszła pora na oczy. Podnoszę pomału powieki, lecz momentalnie je zamykam gdyż oślepia mnie jasne światło wpadające przez okno naprzeciwko mojego łóżka. Znajduje się w skrzydle szpitalnym. Co ja tu robię? A no tak, incydent z eliksirem słodkiego snu.
Wszystko mi się przypomina; jak straciłam przytomność i spałam przez...Właśnie, ile dni byłam nieprzytomna? Wole nie myśleć  ile lekcji mnie ominęło. Jest jeszcze jedno wspomnienie. Nie umiem określić czy jest prawdziwe. Byłam wtedy w stanie kompletnej nieświadomości, ale czułam to. Czułam jego zimny dotyk na mojej skórze. Hermiono! Czy ty sobie wyobrażasz, że Malfoy przyszedł by cię odwiedzić w szpitalu? Przecież dla niego jesteś tylko zwykłą szlamą! Tak, to na pewno tylko moja wyobraźnia. Rozglądam się po sali. Nikogo oprócz mnie tu nie ma. Pani Pomfrey pewnie siedzi w swoim pokoiku i popija kawę. Patrzę na wielki zegar który wisi na środku skrzydła szpitalnego. Jest godzina szesnasta trzydzieści. Za chwilę wszyscy uczniowie udadzą się do Wielkiej sali na obiad. Próbuję zasnąć, ale uświadamiam sobie, że nie jestem ani trochę senna. Wręcz rozpiera mnie energia.
Kiedy myślę czy będę tu leżeć sama w nieskończoność, w tej chwili wielkie drzwi wejściowe wpada grupa roześmianych Gryfonów i jedna Krukonka. Uśmiecham się od ucha do ucha widząc przyjaciół.
- Hermiona! - słyszę pisk Ginny. - W końcu się obudziłaś! 
Harry, Ron, Ruda i Luna ustawiają się wokół mojego łóżka i zaczynają gadać jeden przez drugiego.
Zaczynam się śmiać ponieważ nic nie rozumiem z ich wspólnego jazgotu. Harry też to zauważa i zwraca uwagę wszystkim aby mówili po kolei. Pierwsza jak zwykle zabrała głos Ginny.
- Mionka, nawet nie wiesz ile się wydarzyło przez ten czas! - zaczyna.
- Ej, czekaj - przerywam jej. - Ile dni spałam?
Weasley'ówna patrzy po kolei na twarze wszystkich zebranych, a oni równo kiwają głową aby mi powiedziała. Czuję, że to nie będzie miła wiadomość.
- Tydzień. - mówi cicho.
Wytrzeszczam oczy ze zdziwienia. Opuściłam tydzień szkoły. Równe siedem dni. Będę teraz musiała cały czas siedzieć w bibliotece i nadrobić zaległy materiał jednocześnie przerabiając obecny. Gorzej być nie mogło. Ron widzi grymas na mojej twarzy i prosi wszystkich czy mogliby zostawić nas samych.
Kiedy reszta opuszcza powolnym krokiem salę, Ronald siada na krześle obok mnie i chwyta moją dłoń.
Ta sytuacja wydaje mi się dziwnie znajoma. Nagle nachyla się aby mnie pocałować. Robi to delikatnie, ale zarazem namiętnie. Kiedy się ode mnie odsuwa, posyłam mu szczery uśmiech. Zaczyna mi opowiadać o wygranym meczu z Puchonami. Mało mnie to interesuję, ale nie chcę mu o tym mówić. Opowiada o quidittchu z taką pasją, że grzechem byłoby mu przerywać. Kiedy kończy swoją jakże niesamowicie interesującą opowieść, Pani Pomfrey podchodzi do mojego łóżka i oznajmia, że wszystko ze mną okej i mogę już wyjść. Ron pomaga mi zabrać rzeczy ( Kiedy byłam nie przytomna na mojej szafce pojawiło się mnóstwo kwiatów i słodyczy. Uwielbiam moich przyjaciół.) i zanieść je do mojego dormitorium. Tam już na mnie czeka podekscytowana Ruda, która od razu zaczyna swoją opowieść o tym jak to Dean Thomas pocałował jakąś dziewczynę z Ravenclawu na oczach całej szkoły. Wywracam oczami i słucham opowieści co się działo gdy ja leżałam nieruchomo śniąc o Malfoy'u.

 Przerwa świąteczna zbliżała się wielkimi krokami. Hogwart zaczęły zdobić przeróżne ozdoby świąteczne, a w Wielkiej sali już pojawiła się, na razie nie ubrana, choinka. Udało mi się nadrobić wszystkie zaległości, ale wiązało się to z kilkugodzinnym przesiadywaniem w bibliotece, o co Ginny miała do mnie pretensje. Rona widywałam coraz rzadziej. Praktycznie tylko na lekcjach. Było mi smutno, ale On też miał swoje życie. 
Była niedziela. Przechadzałam się po błoniach, ciesząc się ostatnimi promieniami słońca. Ostatnimi czasy coraz częściej wybierałam się na takie wieczorne spacery. Tylko Ja i moje myśli. Przechodząc obok fontanny zauważyłam dwie Ślizgonki rozmawiające o czym, mocno przy tym gestykulując. Podeszłam bliżej aby usłyszeć o czym mówią. Nie interesowałoby mnie to, gdyby jedną z nich nie była Astoria. Usiadłam po drugiej stronie fontanny, i ''czytając'' książkę, wytężałam słuch.
- Gdybyś widziała go bez koszulki...Po prostu rewelacja! - tu Astoria zamruczała cicho. Wywróciłam oczami, ale słuchałam dalej. - Jeszcze z nikim nie było mi tak dobrze jak z Draconem.
Wyprostowałam się na wzmiankę o Malfoy'u. Znowu ten dziwny ucisk w żołądku. Wstałam i szybkim krokiem odeszłam jak najdalej od panny wskocze wszystkim do łóżka Greengrass. Byłam wściekła. Zdałam sobie sprawę, że od naszej rozmowy nad jeziorem zaczął mnie on obchodzić. Byłam zazdrosna kiedy był z Astorią. Nękał mnie w snach. Gdy był w pobliżu nie mogłam oderwać od niego wzroku, a on nawet mnie nie zauważał. Oh, Granegr jaka z ciebie idiotka! Fakt, Draco Malfoy był niesamowicie przystojny. Fakt numer dwa, chyba coś do niego czuję. Nie ważne jak bym się wypierała, Draco Malfoy nie jest mi już obojętny.


poniedziałek, 24 lutego 2014

4. Wszystko czego potrzebuje


 Ktoś pstryknął palcami prosto przed moimi oczami Rozejrzałam się zdezorientowana i ujrzałam twarz mojej najlepszej przyjaciółki. Ginny spojrzała na mnie z wyrzutem i założyła ręce na piersi. 
- Hermiono, co się z tobą dzieje? - z jej twarzy zeszła złość i zastąpiła ją troska.
Westchnęłam i spuściłam głowę. Burza brązowych loków przysłoniła mi widok.
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałam cicho i spojrzałam przez okno wychodzące na błonia.
Od mojej rozmowy z Draconem minęły dwa tygodnie. Widać już było pierwsze oznaki zimy. Delikatne płatki śniegu zaczęły zastępować pomarańczowe liście, okrywając białym puchem tereny Hogwartu. 
- Widzę, że wcale nie jest w porządku. Potrzebujesz czegoś? - spytała Ginny.
Wszystko czego potrzebuję to spokój. - pomyślałam.
- Nie, dziękuję. - spróbowałam się uśmiechnąć, ale przypominało to raczej grymas bólu.
- Jak byś czegoś potrzebowała... - spojrzała na mnie z nadzieją, że jednak mam jakiś problem o którym chciałbym z nią porozmawiać. Gdy odpowiedziała jej cisza z mojej strony, westchnęła. - To wiesz gdzie mnie szukać. - dokończyła i usiadła na swoim łóżku kontynuując naukę na jutrzejszą numerologię.
- Dziękuję Ginn, jesteś najlepsza.
Zakryłam się kołdrą pod samo czoło i zasnęłam.

Zielony dym buchnął mi prosto w twarz. Zaczęłam kaszleć. Usłyszałam, że profesor Slughorn krzyczy do Harrego by ten poszedł ze mną natychmiast do skrzydła szpitalnego. Byłam lekko otumaniona.
No to może od początku...
Pierwszą lekcją dzisiejszego dnia były Eliksiry ze Ślizgonami. (Tak na marginesie, w tym roku mieliśmy dwa razy więcej lekcji z uczniami domu węża, niż w poprzednich latach. Zastanawiające...) 
Udałam się razem z Harrym i Ronem, pod klasę. Gdy zauważyłam, że Draco Malfoy już tam jest, cała się spięłam. Od naszej pamiętnej rozmowy mam mieszane uczucia wobec niego. Zawsze był dla mnie arystokratycznym dupkiem, który wybrał stronę Voldemorta. Czy to możliwe, że po wojnie Malfoy  się zmienił? Może chciał naprawić błędy przeszłości? Gdy zadzwonił dzwonek weszliśmy do klasy. Profesor Horacy Slughorn ogłosił, że będziemy dzisiaj warzyć eliksir Słodkiego Snu. Dodawałam bardzo starannie wszystkie składniki; cztery gałązki lawendy, cztery gałązki waleriany. Przyszedł czas na dwie krople śluzu gumochłona. Jedna...druga...Kątem oka dostrzegłam Astorię Greengraas, uwieszającą się na szyi Dracona. Poczułam dziwne ukłucie w żołądku. Trzecia...Czwarta... O Merlinie!
Zakryłam usta dłonią, powstrzymując krzyk. Dodałam o dwie krople za dużo! Cholerny Malfoy! Eliksir wyglądał normalnie, lecz gdy nachyliłam się nad kociołkiem...
No więc tak to mniej więcej było. Czułam się strasznie senna. Gdyby nie silnie ramiona Harrego, dawno leżałabym plackiem na ziemi. Idąc ( A raczej uwieszając się na Potterze) w stronę wyjścia dostrzegłam, że pewien blondyn bacznie mi się przygląda. Spojrzałam zaspanymi oczami w jego szare tęczówki i zemdlałam. 

*Draco*
Czy ta Granger musi się zawsze pakować w jakieś kłopoty? Wszystko przez tą głupią Astorię. Widziałem, że brązowooka nam się przygląda i po chwili zielony dym bucha jej w twarz, a ona zaczyna kaszleć. W sumie ta sytuacja wydawałaby się śmieszna gdyby nie to, że Granger leżała w śpiączce od dwóch dni. Słyszałem, że Pani Pompfrey mówiła, że niedługo się obudzi. Nie wiem czemu mnie to obchodzi. Wszedłem z hukiem do swojego dormitorium. Miałem przywilej posiadania własnego pokoju, więc mogłem cieszyć się samotnością. Usiadłem na łóżku, zamknąłem oczy i pomyślałem o Granger.

--------------------------------------------------------
Rozdział krótki, bo kompletnie nie miałam już pomysłów na część dalszą.
Dziękuję za ponad 500 wyświetleń !
Pozdrawiam :)








sobota, 22 lutego 2014

3. Sny

''Nic tak nie podnosi na duchu, jak słowa wsparcia płynące z ust osoby którą byśmy o to nie podejrzewali.'' 

 Po czwartym z kolei piwie kremowym, zaczęło mi się robić niedobrze. Siedzieliśmy tu już od godziny bawiąc się w najlepsze, nie świadomi, że na drugim końcu sali dwóch Ślizgonów dopija whisky.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu gdy widziałam Rona i Ginny, kłócących się o to kto lepiej gra w quidditcha.
- Ginny, nie oszukuj sama siebie... Wszyscy wiemy ,że jestem lepszy - powiedział Ron.
- Chciałbyś! Nie wiem jakim cudem dostałeś się do drużyny. Po prostu  nie chcesz się przyznać, że dziewczyna gra lepiej od ciebie - uśmiechnęła się triumfalnie i pokazała mu język.
Rudzielec zrobił się czerwony jak burak. Wyglądał jak by miał zaraz wybuchnąć. Już otwierał usta aby nakrzyczeć na siostrę, lecz na  szczęście Harry stanął między nimi.
- Robi się późno, wracajmy do zamku zanim dojdzie do tragedii - czarnowłosy spojrzał karcąco na rodzeństwo Weasley'ów. Ginny westchnęła i zaczęła zakładać płaszczyk. Zrobiłam to samo. Kątem oka zauważyłam, że na końcu sali pewni Ślizgoni tańczą na stole. Malfoy i Zabini byli już nieźle pijani. Zachichotałam. Wyszliśmy szybko z pub'u zatrzaskując drzwi. Na dworze było zimno, kropelki deszczu spadały mi na nos. Lubiłam takie deszczowe dni. Zawsze kiedy padało, tata zabierał mnie na dwór, skakaliśmy po kałużach i gdy wracaliśmy cali mokrzy mama się nieźle wkurzała i robiła tacie pół godzinny wykład jakie to niezdrowe i, że na pewno będziemy chorzy. Ale to było kiedyś. Zanim odkryłam świat magii i zanim moje życie się nieodwracalnie zmieniło.  Spojrzałam na swoich przyjaciół. Ron i Harry rozmawiali na temat jutrzejszego wypracowania z eliksirów, a Ginny bacznie mi się przyglądała. Uśmiechnęłam się do niej lekko. Zauważyłam, że coraz więcej kropel spada na moje, i tak już mocno pokręcone, włosy. Usłyszałam, że ktoś wyszedł z trzech mioteł. Odwróciłam głowę i zmarszczyłam brwi. Draco i Blaise wymienili porozumiewawcze spojrzenia zaczęli iść w naszą stronę.
- Kogo my tu mamy... Nie powinniście leżeć już w łóżkach? - krzyknął blondyn.
Wszyscy momentalnie skierowali wzrok w kierunku Ślizgona. Spojrzałam nie niego ze złością. Musiał wszystko psuć?
- Odwal się Malfoy.- powiedziałam i zmrużyłam gniewnie oczy.
- Nie tak ostro kobieto. - Uśmiechnął się zawadiacko.
Jaki on był wkurzający! Nie mógł sobie raz odpuścić? Dlaczego on nie traktuje mnie poważnie? Jeszcze mu kiedyś pokaże na co mnie stać. Nagle poczułam ,że ktoś ciągnie mnie w stronę zamku. To był Ron.
- Choć, nie ma sensu z nimi gadać. - szepnął mi do ucha. Harry i Ginny ruszyli za nami. Nie wiem czemu, ale odchodząc odwróciłam jeszcze głowę i spojrzałam w lodowate oczy Dracona.
Uśmiechnął się złośliwie i wyszeptał :
-Tchórz.

 Od kilku minut siedziałam na parapecie w moim pokoju, wpatrywałam się w otwarte okno i rozmyślałam. Nie byłam tchórzem! Po prostu jestem od niego mądrzejsza. Tak to na pewno. Jednak  wiem ,że to było swego rodzaju wyzwanie, a ja kocham wyzwania. Ginny właśnie wszyła z łazienki. Miała na sobie tylko ręcznik. Wytrzeszczyła oczy na  widok otwartego okna.
- Zamykaj to okno natychmiast! Przez ciebie się rozchoruje! - krzyknęła i szybko wróciła tam skąd przyszła. Powoli zeszłam z parapetu i zamknęłam okno jednym machnięciem różdżki. Zapukałam do drzwi łazienki.
- Możesz już wyjść wiewiórko - zachichotałam.
Drzwi otworzyły się  z cichym skrzypnięciem , i wyszła z nich mała ruda osóbka w różowej piżamie.
Spojrzała na mnid ze złością. Uśmiechnęłam się przepraszająco  i poszłam wziąć długi prysznic.

Tej nocy znowu śnili mi się rodzice.

W moim śnie  Mama jak zwykle rano smażyła pyszne naleśniki , a tata czytał gazetę popijając kawą. Zeszłam szybko aby ich przywitać. Gdy dotarłam do mamy przytuliłam ją i powiedziałam, że tęsknie. Ona spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Powiedziała coś czego nie mogłam usłyszeć. Zaczęła się śmiać. Tata razem z nią, a ja nadal nie mogłam usłyszeć  ich głosów. Zaczęłam się bać i spytałam  mamę o co chodzi. Nie zwracała na mnie uwagi, jak by mnie przy niej nie było. Podeszłam do taty i pomachałam mu ręką przed oczami. Żadnej reakcji. Byłam nie widzialna. Rozpłakałam się. Poczułam ,że coś pcha mnie w stronę drzwi wyjściowych. Wyleciałam z domu i zaczęłam się od niego oddalać. Po chwili nie było już nic. Byłam sama. 

 Obudziła się z krzykiem, zlana zimnym potem. Spojrzałam na zegarek. Była piąta nad ranem.
Poczułam,że po policzkach płyną mi łzy. Tak bardzo tęskniłam za rodzicami.  Po skończeniu szkoły odnajdę ich i jakoś przywrócę pamięć. Spojrzałam na Ginny. Spała jak zabita. Nawet głośne krzyki jej nie obudzą.  Raczej już nie zaśnę , boję się, że koszmar znowu powróci. Postanowiłam przejść się na błonia. Ubrałam ciepłą kurtkę i wyszłam odetchnąć świeżym powietrzem. Uwielbiałam Hogwart o poranku. Słońce pomału wschodziło odbijając się w nieskazitelnej tafli jeziora. Na  ziemi  było pełno liści ,które pospadały z drzew. Zamknełam oczy, czułam że, koszmar odchodzi w niepamięć, lecz ktoś nagle przerwał mi tę chwile spokoju.
- Co tu robisz Granger? Zdajesz sobie sprawę która jest godzina? - owróciłam się. Za mną stał nie kto inny jak Malfoy. Zmrużyłam gniewnie oczy. Czy on nie da mi nigdy spokoju? Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
Ślizgon spojrzał na na mnie badawczo. Uświadomiłam sobie, że  oczy mam nadal  opuchnięte od łez.
- Płakałaś? - spytał zdziwiony. 
- Może...Nie twoja sprawa. Mógłbyś sobie na razie darować?
- Czemu płakałaś? - zadał kolejne pytanie.
- Czemu Cię to interesuje?
- W sumie sam nie wiem. - odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić w stronę zamku.
- Miałam zły sen... O rodzicach. Bardzo za nimi tęsknie. Musiałam wyczyścić im pamięć. Nie wiedzą nawet, że istnieje. - powiedziałam cicho.
 Nie miałam pojęcia czemu mówię to swojemu największemu wrogowi. Po prostu nagle odczułam potrzebę powiedzenia komuś o tym. Draco spojrzał na mnie przez ramię i zaczął o czymś rozmyślać.
Westchnęłam i usiadłam na ławce, wpatrując się tępo w wschodzące słońce. Blondyn po chwili zajął miejsce obok mnie. W tamtej chwili zapomniałam o wszystkich latach wspólnej nienawiści. Liczyło się tylko tu i teraz. Spojrzałam mu prosto w oczy.
 
*Draco*
   W jej  oczach dostrzegłem tęsknotę. Miała bardzo ładne oczy.
- Nie martw się. Twoim rodzicom na pewno nic nie jest. Może i nie pamiętają o twoim istnieniu, ale wiedz, że w głębi duszy cię kochają. Odnajdziesz ich i przywrócisz pamięć. Wierze w to.
Sam nie wiedziałem co mówię. Co się działo z tym chamskim i oziębłym Malfoyem którym był?
Potrząsnąłem głową by odgonić natrętne myśli. Ponownie spojrzałem w jej czekoladowe oczy. Tym razem dostrzegłem w nich nadzieję i wdzięczność. Uśmiechneła się lekko. Wstałem i ruszyłem z powrotem do szkoły.
- Mal..Draco - spojrzałem na nią wyczekująco. - Dziękuje.
Odszedłem szybkim krokiem. Kłębiące myśli rozwalały mi głowę od środka. Jeszcze nigdy nikt mi za nic nie podziękował. Mimo to cieszyłem się z tej rozmowy, sam nie wiem czemu.






czwartek, 20 lutego 2014

2. Gryfonka

 Otworzyłam oczy. Ciepłe promienie słońca wpadały przez okno, rozjaśniając pokój. Na dworze było już widać pierwsze oznaki jesieni. Liście zaczęły żółknąć i spadać z drzew. Wstałam niechętnie z wygodnego łóżka i powolnym krokiem ruszyłam w stronę łazienki zabrać szybki prysznic. Ubrałam się w zwykłe jeansy i biały sweter. Wróciłam do sypialni spakować rzeczy. Dopiero teraz zorientowałam się, że Ginny nie ma. Łóżko stało puste, lecz było idealnie pościelone, co bylo dziwne, bo ruda nigdśmy nie dbała o porządek.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, wzięłam torbę i ruszyłam do Wielkiej Sali  na śniadanie. Miałam nadzieje spotkać tam przyjaciółkę. W sali panował gwar. Uczniowie zaczęli zasiadać do stołu i nakładać na talerze różne pyszności. Ron już tu był i wesoło rozmawiał z jakimś chłopakiem z szóstego roku. Zdziwiło mnie, że obok niego nie ma pewnego czarnowłosego okularnika. Usiadłam na przeciwko rudzielca.
- Gdzie Harry? - spytałam prosto z mostu. Ron dopiero zauważył moją obecność. Uśmiechnął się do mnie
- Zaraz przyjdzie.  - Już otwierałam usta by zadać kolejne pytanie lecz mnie wyprzedził. - Ginny też. Była u nas od rana. Z resztą sama Ci zaraz wszystko opowie.
Mówiąc to wskazał ruchem głowy coś za moimi plecami. Szybko spojrzałam w tamtą stronę i ujrzała m najmłodszą z rodziny Weasley , która szła pod rękę z Wybrańcem śmiejąc jak by nikt poza nimi nie istniał..
Usiedli obok mnie przy stole Gryfonów. Śmiali się jeszcze przez chwilę , aż w końcu Ginny na mnie spojrzała.
- Gdzie byłaś od rana? - spytałam.
- Nie mogłam spać. Poszłam do Harrego pogadać , okazało się , że on też nie mógł zanąć - zachichotała ruda. Wywróciłam oczami i zajęłam się jedzeniem.
Po skończonym posiłku wszyscy udali się na lekcje. Spojrzałam na plan. Pierwszą lekcją była transmutacja z Ślizgonami. Super. Lekcje prowadziła profesor McGonagall. Podziwiałam ją ,że mimo obowiązków dyrektorki umiała ogarnąć jeszcze prowadzenie lekcji. Gdy doszłam pod klasę akurat zadzwonił dzwonek. Uczniowie zaczęli powolnym krokiem ruszać w stronę  klasy. Idąc za tłumem poczułam, że  ktoś nagle obejmuje mnie w tali. Odwróciłam się. To był Ron. Uśmiechnęłam się. Po wojnie postanowiliśmy oficjalnie  zostać parą. Byliśmy szczęśliwi ze sobą. Przynajmniej tak mi się  wydawało.
- Siedzisz ze mną ok? - spytał rudzielec.
- Chcesz abym pomagała Ci na sprawdzianach , czy po prostu chcesz usiąść ze swoją dziewczyną?
- Oczywiście , że chcę usiąść ze swoją dziewczyną! - powiedział oburzony - Ale pomocą też nie pogardzę.
  Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu. Weszliśmy do klasy i zajęliśmy miejsce na końcu. Nie byłam tym zbytnio zadowolona, bo słabiej będę słyszeć nauczycielkę, ale Ron nalegał. McGonagall zaczęła wykład o skutkach rzucenia złego zaklęcia. W ostatniej klasie mieli powtórki z całych sześciu  lat, przed ostatecznymi egzaminami. Zaczęłam robić notatki , lecz nagle usłyszałam, że ktoś gwałtownie wszedł do klasy. Podniosłam głowę. Malfoy. Widać było ,że przed chwilą wstał. Włosy miał rozczochrane, a  koszula nie była do końca zapięta. Musiałam przyznać, że dodawało mu to uroku. Nie! O czym ja myślę? Potrząsnełam głową. Po sali przeszedł jęk zadowolenia, od strony fanek Dracona. Prychnełam. Nie dość ,że się spóźnił to zapomniałam przez niego o czym profesor przed chwilą mówiła. Spokrzałam w notatki. No tak , skutki złego zaklęcia. Ślizgon zajął miejsce obog Astorii Greengrass która od razu zrobiła maślane oczy. Reszta lekcji mineła spokojnie. Po numerologii , eliksirach i zielarstwie przyszła pora na obiad. Razem z przyjaciółmi udałam się do Wielkiej Sali.  Jak zwykle było tu wyjątkowo magicznie. Nad nami latały kolorowe świeczki. Gryfoni rozmawiali wesoło na temat zbliżającego się meczu quidditcha z Puchonami. Harry jako kapitan musiał wybrać skład drużyny. Nigdy nie przepadałam za tym sportem, a poza tym bałam się latać. Pamiętam jak kiedyś próbowałam grać z Ginny w wakacje. Zleciałam wtedy z miotły. Miałam zwichnięty nadgarstek i uraz do końca życia.
- Halo! Ziemia do Hermiony! Słyszysz co do Ciebie mówię? - Przed oczami ukazała mi się twarz przyjaciółki.
- Wybacz , zamyśliłam się. Mogłabyś powtórzyć? - spytałąm zdezorientowana.
- Mówiłam ,że moglibyśmy udać się w czwórkę do Hogsmeade dzisiaj wieczorem. Ja ,ty , Ronald i Harry. Co ty na to?
Ruda spojrzała na mnie wyczekująco. Podwójna randka? W sumie czemu nie. Miałam dużo nauki ,ale widząc entuzjazm przyjaciółki ,nie mogłam  odmówić.
- Tak , będzie fajnie - posłałam Ginny nieśmiały uśmiech.
Ruda przytuliła mnie bardzo mocno. Trochę zabawy mi w końcu nie zaszkodzi. Nie byłam już tą samą Hrmioną co przed wojną. Postanowiłam, że ten rok wykorzystam na całego.

Spojrzałam na siebie w lustrze. Wyglądałam całkiem nieźle. Postanowiłam założyć zwykłą białą sukienkę i brązowy płaszczyk. Na dworze robiło się zimno, a  ja nie miałam zamiaru się rozchorować. Do tego założyłam zwykłe czarne baletki. Ginny postanowiła jednak na bardziej wyzywający strój. Czerwona sukienka bez pleców i czarne szpilki. Wiedziałam, że chce zrobić na Harrym jak najlepsze wrażenie. Wyszłyśmy z dormitorium dziewczyn i znalazłyśmy się w pokoju wspólnym Gryffindoru gdzie miałyśmy  spotkać się z chłopcami. Oczywiście jak zwykle się spóźniali. Usiadłyśmy na kanapie przed kominkiem.
- Hermiono , czy ty jesteś szczęśliwa z moim bratem? - spytała nagle ruda.
Zdziwiło mnie te pytanie. Przecież dogadywaliśmy się świetnie i prawie się nie kłóciliśmy.
- Oczywiście ,że jestem! Czemu pytasz?
Ginny spuściła wzrok. Wahała się czy powiedzieć o tym Hemrionie. Nie wiedziała czy to była prawda. Nie miała żadnych dowodów.
- No bo wiesz... Pdsłuchałam dzisiaj jak jakaś Krukonka opowiada o tym , że Ron ją pocałował.... -  Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia - Oczywiście nie wiem czy to prawda. Mogły mówić o kimś innym, albo kłamać. Możesz go o to spytać. Właśnie tu idą.
Dwójka przyjaciół zmierzała w ich kierunku. Postanowiłam spytać o to rudzielca.
- Hej dziewczyny, przepraszamy za spóźnienie, ale Ron nie mógł znaleźć skarpetki - Harry roześmiał się i podszedł do Ginny aby ją pocałować.
- Ron, moglibyśmy chwile porozmawiać? - spytałam.
- Jasne.
Odsunęliśmy się od całującej się pary. Cieszyłam się, że są ze sobą szczęśliwi.
- Wiem, że to głupie ale Ginny podsłuchała jak jakaś Krukonka opowiada o tym , że się z nią całowałeś. Czy to prawda? - Spojrzałam na Rona. Wydawało mi się ,że ujrzałam chwilowy strach w jego oczach.
- Nie! Nigdy bym Cię nie zdradził , a tym bardziej z Krukonką!
Nie wiem czemu ale mu uwierzyłam.

*Draco*
- Ruszaj się! Idziemy się napić. - do pokoju wspólnego Slytherinu wpadł Blais.
Spojrzałem na niego z poirytowaniem.
- Nie mam ochoty dzisiaj nigdzie wychodzić.
- Musisz się trochę zabawić. Idziemy do trzech mioteł na kieliszek ognistej.
Czarnoskóry spojrzał na mnie wyczekująco. Westchnąłem.
- Nie odpuścisz prawda? 
Zabini uśmiechnął się złośliwie.
- Nigdy, Draco.

--------------------------------------------------
Chciałam tylko poinformować, że zrobiłam parę zmian na blogu jak i w notkach.
Rozdziały usunęłam i napisałam od nowa, ponieważ chciałam inaczej zacząć tę historię.
Zapraszam do czytania :)

1. Podróż

Ciepły, letni wiatr owiewał mi twarz. Nie byłam pewna czy powrót do Hogwartu był dobrym pomysłem. Miałam złe przeczucia, ale chciałam skończyć szkołę. Po śmierci Voldemorta wszystko się zmieniło. Wiele osób poległo w  bitwie. Nadal nie mogłam się z tym wszystkim do końca pogodzić.
Z rozmyślań wyrwała mnie Ginny.
- Chodź Hermiono! Nie mam zamiaru się spóźnić.
- Idę , już idę. -  I  razem z Ronem i Harrym udałyśmy się na peron.
                                                               
                                                                  
 Całą drogę tępo gapiłam  się w okno ,rozmyślając. Miałam jakieś dziwne przeczucie. Wiedziałam , że w tym roku się coś wydarzy. Spojrzałam na swoich przyjaciół. Harry i Ron grali w karty, Ginny spała, a Luna czytała jakąś dziwną gazetę. Postanowiłam rozprostować nogi i wyjść na korytarz.
- Idę się przejść - poinformowałam  i wyszłam. Postanowiłam dojść do końca korytarza i wrócić. Nagle ktoś wysiadł z przedziału i zagrodził mi drogę. Spojrzałam w górę. Przede mną  stał nie kto inny jak znienawidzony Malfoy.
- Suń się Draco.. -  Próbowałam przepchnąć się między silnym ślizgonem, lecz szybko zorientowałam się ,że nie mam z nim szans.
- Gdzie się wybierasz Granger? - spytał zgryźliwym tonem. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Nie twój interes Malfoy. Mógłbyś się łaskawie przesunąć?
- Wybacz ale akurat mam ochotę tu postać. - Był tak strasznie wkurzający! Zaczęłm walić go pięściami , tecz jego tors był taki twardy ,że raczej nic nie poczuł. Zamiast tego zaczął się śmiać.
- Jaka ty agresywna Granger! - po tych słowach gwałtownie się odsunął. Wymierzając mu kolejny cios, upadłam na ziemię  nie spodziewając się uniku. Malfoy zaczął się śmiać, ale wyciągnął rękę aby mi pomóc. Spojrzałam na niego kpiąco, wstałam o własnych siłach i z dumą odeszłam w stronę swojego przedziału. Gdy wtargnęłam tam ze złością wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Usiadłam naburmuszona. Ginny, która właśnie się obudziła, patrzyła na mnie z ciekawością
- Co się stało? -spytała ruda.
- Malfoy się stał - odpowiedziałam opryskliwie.
Za oknami widać już było Hogwart. Dotarliśmy na miejsce.

środa, 19 lutego 2014

Prolog: Wspomnienie


Nigdy nie planowałam, że się zakocham. Z miłością jest tak, że zawsze przychodzi w nieodpowiednim momencie. Czasem zakochujemy się w niewłaściwej osobie. Tak też było w moim wypadku. Mimo to niczego nie żałuję. Tylko tęsknie. Ta potworna tęsknota która wypełnia każdy zakamarek mojego umysłu i która krąży w sercu niczym trucizna. Lubię wyobrażać sobie, że wszystko jest jak dawniej, że znowu mogę usnąć w jego silnych ramionach. Ten ostatni rok w Hogwarcie zapewnił mi wiele niespodzianek i najlepszą przygodę życia. Sama bym się po sobie tego  nie spodziewała. Robiłam wiele złych rzeczy i popełniałam wiele błędów. Były momenty kiedy naprawdę miałam dość, ale jestem silna. Przetrwałam trudne chwile w imię miłości. Kochałam go, kocham i będę kochać już zawszę. To jedyna rzecz którą wiem na pewno. Żadem mężczyzna nie da mi takiego szczęścia jak on. Teraz nie ma już nic, tylko wspomnienie jego szarych oczu.

Ja, Hermiona Granger zakochałam się.
I wcale nie żałuje. 

Obserwatorzy