wtorek, 25 listopada 2014

7. Dwa małe, szare księżyce

 Już za chwilę święta. Od zerwania z Ronem staram się go unikać. Z Malfoyem też jeszcze nie rozmawiałam. Po lekcjach wracam od razu do dormitorium. Nadal nie mogę uwierzyć w to co się stało. Myślałam, że ja i Ron  to coś poważnego. Jęknęłam, bo właśnie zdałam sobie z czegoś sprawę...Spędzam święta u Wesley'ów. Siedzieć z Ronem przy jednym stole...Nie, to dla mnie za wiele. W takim razie co mam zrobić? Chyba  te święta będę  musiała spędzić w szkole. Zaczynam płakać ze smutku i bezsilności.

 Jak co wieczór udaje się do zakazanego lasu na poszukiwania. Cholera, szukam tego już od dwóch tygodni. Kończy mi się czas, eliksir musi być przygotowany w ostatni dzień grudnia. Zabini powiedział, że zobaczę to tylko w nocy, ale tu do cholery nic nie ma! Opanowuje gniew i ruszam dalej na bezsensowne poszukiwania.

- Ginny...Muszę Ci o czymś powiedzieć. - zaczynam niepewnie. Ruda przerywa malowanie paznokci i patrzy na mnie wyczekująco. Biorę głęboki wdech, muszę jej w końcu o tym powiedzieć.
- Nie dam rady spędzić z wami świąt...Wiesz...Ron....- spuszczam głowę i czekam na reakcje przyjaciółki.
-Ah, no tak. Rozumiem. Będzie smutno bez Ciebie! Ale w takim  razie gdzie spędzisz święta?
- Tutaj, w Hogwarcie! - staram się mówić jak najbardziej entuzjastycznie. Jeśli Ginny wyczuje jak bardzo mi jest z tego powodu smutno, zacznie się martwić i jeszcze będzie chciała zostać tu ze mną.
- Chcesz spędzić te święta samotnie? Hermiono....
- Nie, wszystko ok! Będę miała czas na naukę, a poza tym będzie tu na pewno parę uczniów i nauczycieli!
Widzę, że Ginny się waha. Jest naprawdę wspaniałą przyjaciółką, ale nie odciągnę jej od rodziny w święta.
- Na pewno...?
- Oczywiście!
 Ginny, jestem straszną kłamczuchą.

 No i w końcu nadszedł dzień kiedy zaczynała się przerwa świąteczna. Uczniowie podekscytowani zbierali się w holu szkoły czekając aż ktoś odprowadzi ich na pociąg do domu. Ginny, Harry i Ron razem ze swoimi bagażami właśnie schodzili na dół. Podążałam za nimi starając się jak najlepiej unikać Rudzielca. Było mi bardzo przykro patrząc na te roześmiane twarze. Ale muszę być silna. Zaciskam pięści i biorę głęboki oddech. Gdy docieramy do holu akurat wszyscy zaczęli wychodzić. Pożegnałam się z Harrym, na Rona nawet nie spojrzałam. Ginny podeszła do mnie i mocno przytuliła. Spojrzała na mnie smutnymi oczami. Uśmiechnęłam się do niej, dając znak, że wszystko jest okej. Mimo, że to nie prawda.
- Dostaniesz masę prezentów, więc bądź grzeczna! - powiedziała Ruda na pożegnanie.
- Hahaha, jasne! Wesołych świąt! - pomachałam im na koniec. Wielkie wrota w końcu się zamknęły pozostawiając mnie samotną w wielkim holu. Tyko ja i moje łzy.

 Szkoła wydaje się przerażająca gdy jest tu tak cicho. Oprócz mnie zostało chyba z siedmiu uczniów. Raczej ich nie znam, jak już to tylko z widzenia. Jest wieczór, dwudziesty trzeci grudnia. Jutro Wigilia. Wychodzę z zamku i kieruję się w stronę jeziora. Śnieg nieprzerywanie pada, wszędzie jest biało. Jedynym źródłem światła jest księżyc, przysłonięty chmurami, wygląda jak by był szary. Szary jak oczy Dracona. Jak dwa małe księżyce. Podchodzę do jeziora. Jest całe zamarznięte. Co by się stało jak bym na nie weszła? Pękłoby pod moimi stopami? I tak jestem tu sama. Nikt nie zauważy. Zorientowałam się, że po moich policzkach płyną łzy. Jestem taka żałosna! Podnoszę nogę aby stanąć na zamarzniętej nicości. Nic się nie stanie...
- Granger co ty wyprawiasz do cholery jasnej! To cienki lód, chcesz się zabić idiotko?!
Z transu wyrywa mnie znajomy głos. Dwa małe księżyce wpatrują się we mnie z przerażeniem. Zaczynam chichotać. No tak, znowu Malfoy zastaje mnie płaczącą. Jestem taka słaba. Osuwam się na kolana i chowam twarz w zamarznięte dłonie. Draco podchodzi do mnie. Co on tu robi? Nieważne.
- Hermiono co się stało? Czemu płaczesz? Halo, spójrz na mnie!
- Nie! Ja po prostu nie chce być sama w święta! Przez tego głupiego Rona nie mogłam pojechać z nimi! Jest mi tak cholernie z tym źle! Naprawdę nie chce być sama...
W końcu wyrzuciłam to z siebie. Czemu głupi Mlafoy musi zawsze ratować mnie z opresji? Denerwujące.
- Ej, nie jesteś sama. Ja też tu jestem. Mimo, że się nienawidzimy to możemy te święta spędzić razem, nie?
Podnoszę głowę i patrze prosto w oczy Draco. On naprawdę się zmienił. Podoba mi się ta jego nowa odsłona. Uśmiecham się do niego i mówię:
- Tak!
Draco mamroczę coś pod nosem, że jestem głupia i nieodpowiedzialna, ale cały czas się przy tym uśmiecha. Idziemy razem w stronę zamku i umawiamy się na jutro. Nadal nie myślę jeszcze całkiem trzeźwo i nie dociera do mnie co się właściwie stało, więc gdy docieram do pokoju kładę się prosto do łóżka, nie zważając na przemoczone od śniegu ubrania, i zasypiam.
Przed snem widzę jeszcze tylko dwa małe szare księżyce.

 Gdy się budzę odkrywam, że jestem w kurtce, a cała pościel jest mokra. Zaczyna do mnie docierać co się wczoraj stało. O Merlinie, gdyby nie Malfoy już leżałabym na dnie zamarzniętego jeziora! Jak mogłam się tak dać omotać rozpaczy? No własnie, Draco...Czy on  nie wrócił do domu na święta? W sumie, jego ojciec siedzi w azkabanie. W jego domu działo się tyle złych rzeczy...Też bym nie chciała tam wracać. Ale pozostaje kwestia co on tam robił o tej porze? Też mu się zachciało spaceru jak mi? Może. W każdym razie jestem z nim dzisiaj umówiona po uczcie w Wielkiej Sali. Nie mam pojęcia co będziemy robić, lecz wolę to od samotnego siedzenia w pokoju. Przypomniało mi się, że przecież nie mam dla niego prezentu. W sumie niby czemu miałabym mieć? Ale teraz gdy spędzamy razem święta, czy nie wypadałoby mu czegoś dać? Z drugiej strony, on na pewno nie zaprząta sobie tym głowy. Zaprosił mnie z grzeczności. Przypomniał mi się szal który miałam zamiar dać Ronowi na święta. Kupiłam go z dużym wyprzedzeniem. Czy mogłabym dać go Draconowi? W końcu nie może się zmarnować. Szalik był wełniany w kolorze ciemnoszarym. Ah, to głupie! Mimo to biorę prezent ze sobą i chowam pod kurtką. Schodzę  do Wielkiej sali. Na samym środku stoi wielki okrągły stół nakryty wszelkimi świątecznymi pysznościami. Zajmuję miejsce obok profesora Slughorna. Tak jak myślałam jest tu siedmioro uczniów z młodszych klas. Dracona jeszcze nie ma. Założę się, że nie przyjdzie. On już taki jest.
Po skończonej uczcie, wszyscy życzą sobie wesołych świąt i udają się do swoich pokoi. Z tego co pamiętam, miałam czekać na Malfoya przy fontannie przed szkołą. Gdy otwieram wielkie wrota od razu uderza mnie zimne powietrze. Cały Hogwart spowity jest śniegiem. Wręcz cuć tą świąteczną atmosferę. Uśmiecham się do siebie. Jak ja kocham święta! Gdy dochodzę na miejsce widzę, że Draco już tu jest.
- Czemu nie było cię na uczcie? - pytam prosto z mostu.
Ślizgon uśmiecha się do mnie tajemniczo i zaczyna iść w stronę jeziora. Próbuje za nim nadążyć.
- Hej, czekaj! - gruba warstwa śniegu utrudnia mi poruszanie się. - Odpowiedz na pytanie!
- Musiałem coś załatwić.
- Co takiego?
Malfoy nagle się zatrzymuje i staje przede mną. Patrzę na niego wyczekująco. Nagle wyciąga jakieś małe pudełeczko z tyłu spodni. Co? Co to jest? Czyżby to...
- Prezent. Dla Ciebie. Pomyślałem, że skoro są święta i w ogóle, a ty wczoraj tak żałośnie wyglądałaś...- kiedy widzi moje karcące spojrzenie uśmiecha się i mówi dalej - Podczas uczy wykradłem się do Hogsmade, na prawdę trudno było coś znaleźć o tej porze...Ale tadaam! Oto i twój wspaniały prezent.
Mówiąc to, blondyn podał mi pudełeczko. Było wielkości mojej doni. Serce zaczęło mi mocniej bić. Czyli nie tylko ja myślałam o takich rzeczach. Otworzyłam je starannie, a to co się ukazało moim oczom...
- Ojej! - powiedziałam na widok małego srebrnego łańcuszka. Na jego końcu znajdowało się małe diamentowe serduszko. Błyszczało w świetle księżyca. Nie wierze w to.
- Prawdziwy...? - zapytałam niepewnie.
- Granger, za kogo ty mnie masz? - odpowiedział kpiąco.
Draco podszedł do mnie i zawiesił mi go na szyi. Wpatrywał się we mnie tajemniczo.
- Pasuje Ci. - odpowiedział w końcu.
- Ja...Też coś dla Ciebie mam. - mówiąc to wyciągnęłam pakunek spod kurtki i wręczyłam go ślizgonowi.
- W porównaniu do twojego, to nic. Nie miałam pomysłu na nic innego... - mówiłam gdy Draco zakładał szalik. Czekałam na jego reakcję. Słowo, cokolwiek.
- Łaa...Ale ciepły. - powiedział wtulając głowę w wełniany szal.
- Ciesze się. - powiedziałam. Na prawdę się cieszyłam.  Po tym jeszcze długo spacerowaliśmy i gadaliśmy o niczym. Smutek całkowicie mnie opuścił. Czułam się przy Draconie bezpiecznie. Wiedziałam, że nic mi się nie stanie, że odpędzi całe zło.

 Święta minęły tak szybko jak przyszły. Hogwart znowu cieszył się życiem. Nosiłam naszyjnik od Dracona, schowany pod koszulką. Gdyby Ginny go zobaczyła zadałaby mi masę pytań. Wiem, że powinnam jej o tym wszystkim opowiedzieć, ale jakoś nie mogłam się na to zdobyć. Obiecałam sobie, że w najbliższym czasie jej powiem. Zbliżał się koniec grudnia, mieliśmy coraz więcej nauki więc dużo przesiadywałam w bibliotece. Malfoya prawie nie widywałam. Czułam się strasznie nieswojo z całą tą sytuacją. Potrząsnęłam głową, pozbywając się niepotrzebnych myśli. Szłam właśnie korytarzem na czwartym piętrze, gdy usłyszałam przyciszoną rozmowę zza rogu. Rozpoznałam głosy Malfoya i chyba Zabiniego. Zakradłam się aby podsłuchać.
- Kończy Ci się czas. Jeśli nie zrobisz tego teraz, będziesz musiał czekać kolejny rok. - mówił ten drugi.
- Tak, wiem, ale myślisz, że łatwo znaleźć to cholerstwo? - odpowiedział zdenerwowany Draco.
Nagle usłyszałam, że obaj zaczęli iść w moją stronę, a ja stałam tu przyklejona do ściany. Ale wstyd! Musiałam się szybko stąd ruszyć, ale zanim zdążyłam cokolwiek wymyślić, Ślizgoni wyszli zza rogu. Malfoy wlepił we mnie zdziwione spojrzenie. Udawałam, że tego nie zauważyłam i poszłam dalej. Zanim jednak zdążyłam odejść, zatrzymał mnie głos Dracona.
- Podsłuchiwałaś, Granger? - zapytał niby obojętnie, ale wyczułam nutkę zdenerwowania w jego głosie.
- Chciałbyś, Malfoy. Nie wszystko się kręci wokół Ciebie, wiesz? - powiedziałam szyderczo.
-Chciałem się tylko upewnić.- powiedział tylko i odszedł.
Rany, co to miało być? Czego dotyczyła ich tajna rozmowa? Zabini mówił, że kończy mu się czas...W sumie to ta rozmowa mogła dotyczyć wszystkiego. Musiałam przestać zawracać sobie tym głowę.

 ''Czas się kończy'' - ta myśl nie dawała mi spokoju od kilku dni. Robiłem co mogłem aby to odnaleźć ale wszystko na marne. Nie uda mi się. Nie zacznę wszystkiego od nowa. Poczułem, że wzbiera się we mnie złość. Może tego wcale tam nie było? Może Blaise miał błędne informacje? Cholera! Wtem w mojej głowie zaczęła się rodzić pewna myśl. Jest tylko jedna osoba która może mi pomóc. Granger. Za nic nie chcę jej o nic prosić, a najbardziej nie chcę aby ona dowiedziała się o moich planach. Może i spędziliśmy miło czas w święta, ale nadal czuliśmy do siebie lekką niechęć, ale chyba nie mam wyboru. Muszę poprosić ją o pomoc.



poniedziałek, 18 sierpnia 2014

6. Uczucia


 Po lekcjach poszliśmy wszyscy na błonia, porzucać się śnieżkami. Bawiłam się świetnie, mimo, że oberwałam śniegiem w twarz. Spojrzałam ze złością na Harrego, który zwijał się ze śmiechu. 
- Tak pogrywasz, Potter? - machnęłam różdżką kilka razy i nagle obok mnie unosiła się masa śniegu. Skierowałam koniec różdżki w stronę zdezorientowanego Wybrańca, i zanim ktoś zdążył coś powiedzieć biały puch zasypał go całego. Przestraszona Ginny szybko pobiegła odkopać ukochanego, a ja i Ron przybiliśmy sobie piątkę. Na dworze robiło się ciemno, a mój nos powoli zamieniał się w bryłkę lodu więc postanowiliśmy wrócić i ogrzać się przy kominku w pokoju wspólnym Gryfindoru. Gdy otwierałam wrota, aby dostać się do zamku, wpadłam na kogoś dwa razy większego ode mnie. Spojrzałam w górę. Znowu On. Spuściłam szybko wzrok. Moje serce zaczęło bić nienaturalnie szybko. Hermiono, co ty wyprawiasz? Przecież masz chłopaka. Niestety nie potrafiłam tego kontrolować.
- Uważaj co robisz, Granger. - powiedział oschle.
- Bo co, Malfoy? - nie umiałam się powstrzymać, musiałam mu odpyskować. 
Wyminął mnie ostrożnie, a gdy przez przypadek otarł się o moje ramie, zaczerwieniłam się jak burak.
Na szczęście nikt nie zauważył. Muszę się kryć z moimi uczuciami wobec Malfoy'a. Jeśli tak to można było nazwać.

 Gdy mijałem Ją w drzwiach, poczułem zapach, który od razu mi się spodobał. Coś jak połączenie wiśni i cynamonu. A więc tak pachnie Grenger? Prychnąłem pod nosem. Gdy znalazłem się na błoniach, zorientowałem się, że wyszedłem w samej koszuli. Od razu dostałem gęsiej skórki. Zapowiadała się na prawdę sroga zima. Mimo, że było zimno aż do bólu, nie zważałem na to. Zdążyłem przez te wszystkie lata uodpornić się na ból. Zarówno fizyczny jak i psychiczny. Nie miałem uczuć. Nie chciałem ich mieć. Brnąłem przez, z każdą chwilą coraz większe, zaspy śnieżne. Musiałem jak najszybciej dostać się do zakazanego lasu.

Gdy wszyscy byliśmy już ogrzani, Ron zapytał czy możemy iść do  mojego pokoju. Spojrzał znacząco na Harr'ego co pewnie miało znaczyć aby nikt nam nie przeszkadzał. Zaczerwieniłam się i posłałam Ginny zdenerwowany uśmiech. Co On do cholery kombinuje? Gdy wchodziliśmy na schody, kątem oka zdążyłam zauważyć Harr'ego który zaczął namiętnie całować Rudą. Na pewno się zmówili.  Poczułam, że z nerwów pocą mi się ręce. Nigdy jeszcze z nikim TEGO nie robiłam. Nie byłam jeszcze gotowa, a zamiary Rona można było wyczuć na kilometr. Gdy znaleźliśmy się w mojej sypialni, Rudzielec od razu zaczął mnie całować i kierować  w stronę łóżka. Położył mnie na nim, i zaczął rozpinać guziki mojego swetra. Przerwałam pocałunki. I spojrzałam na niego ze złością.
- Ron...Ja, nie chce... - zapiszczałam zdesperowana.
- Hermiono, jesteśmy wystarczająco długo razem. Ja tez mam swoje potrzeby! - bez ostrzeżenia złapał mnie za piersi, a ja wymierzyłam mu siarczysty policzek. Zatoczył się  do tyłu, a ja usiadłam na końcu łóżka. Czułam się strasznie.
- Ron, nie jestem jeszcze gotowa. - wyszeptałam. Ta sytuacja była dla mnie krępująca.
- Ile mam jeszcze czekać? Przestań być taką grzeczniusią-paniusią i zabaw się w końcu! - widać, że był mocno wkurzony.
- Przepraszam. - nie umiałam mu spojrzeć w twarz.
- Może nie powinniśmy być razem, skoro nie umiesz zaspokoić moich potrzeb.
Zaczęło mi się kręcić w głowie. Czy On ze mną  zrywa, bo nie chcę iść z nim do łóżka?!
- Jesteś zwykłą świnią Ron. - poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Czemu On mnie tak rani?
- A ty nigdy nie znajdziesz nikogo lepszego ode mnie. - wysyczał.
- Jeszcze zobaczymy Ronaldzie! - wykrzyczałam mu prosto  w twarz i ze łzami wybiegłam z pokoju.
Gdy przebiegałam przez pokój wspólny, czułam na sobie zdziwione spojrzenia Harr'ego i Ginny.
Musiałam stąd uciec. Daleko. Biegłam i biegłam, nie wiedząc dokąd. Zorientowałam się, że jestem niedaleko biblioteki. Nogi same mnie tu już niosą. O tej porze w zamku nie kręciło się wiele osób. Usiadłam bezsilnie na podłodze, schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać jak nigdy dotąd.

Kiedy znalazłem się na piątym piętrze, coś przerwało moją ''wędrówkę''. Cichy szloch. Gdzieś niedaleko. Wzruszyłem ramionami i już miałem odejść, gdy nagle zauważyłem drobną osóbkę z burzą kasztanowych loków. Czemu Granger siedziała tu i płakała o tej porze? Zrobiłem krok w jej stronę. Od razu podniosła głowę i spojrzała na mnie tymi zapłakanymi oczami. Znowu zastaje ją płaczącą. Westchnąłem.
- Czemu tu siedzisz, Granger?
- Idź sobie.
Ponieważ zawsze robię na złość innym, zamiast odejść usiadłem koło niej. Znowu na mnie spojrzała. Przysięgam, że gdyby spojrzenie mogło zabijać, dawno bym już nie żył. Uśmiechnąłem się na ten widok.
- Przestań już, bo wytrzeszcz dostaniesz. Lepiej powiedz co się stało.
- Co się z tobą dzieje, Malfoy? Nagle zaczęły Cię obchodzić problemy innych ludzi?
- Może się zmieniłem? - w sumie po to tu wróciłem. Aby naprawić wszystkie błędy.
Nastała długotrwała cisza. Widziałem, że o czymś intensywnie myśli. Wywróciłem oczami ze zniecierpliwienia. Wtedy Ona się odezwała:
- Ron ze mną zerwał, bo nie chciałam z nim iść do łóżka. - znowu ukryła twarz w dłonie, i zasłoniła się kurtyną loków. Że co? Ten idiota Wieprzlej, zerwał z nią bo nie chciała się z nim przespać? Trzeba być totalnym kretynem, aby zrywać z taką dziewczyną jak Granger.
- Wstawaj, idziemy.
- Co? Gdzie!? - spojrzała na mnie przestraszona. Uśmiechnąłem się na ten widok Wyglądała jak mała dziewczynka.
- Idziemy zemścić się na pewnym odrażającym rudzielcu. Zgadnij o kogo chodzi, jego imię zaczyna się na R a kończy na IDIOTA. - wyszczerzyłem się. Grenger próbowała powstrzymać uśmiech.
- Dobra, ale obiecaj, że nie będzie rozlewu krwi. Nie chcę mieć przez niego kłopotów.
- Obiecuję. - położyłem rękę na piersi a potem, niby przypadkiem skrzyżowałem palce. Grenger roześmiała się.
- Ej, widziałam! A więc... Jaki mamy plan?

Wyszliśmy na dwór. Zobaczyłam wielkie ognisko i uczniów ze starszych roczników, którzy tańczyli wokół ognia. No tak, zapomniałam! Na dziś wieczór zaplanowane było ognisko. Umówiłam się z Ginny, że pójdziemy tam razem. Na pewno się o mnie martwi. Ciekawa jestem czy Ron powiedział im dlaczego uciekłam...W co ja wierzę? Na pewno coś zmyślił. Malfoy pociągnął mnie w stronę grupy. Zobaczyłam Harrego, Rona i Ginny siedzących na ziemi i cicho rozmawiających. Draco poszedł przodem, ja trzymałam się z tyłu. Nie powiedział mi do końca co planował zrobić, wiem tylko, że chce go ośmieszyć.
- Co tam Wieprzlej? - Krzyknął Draco do rudzielca. Wszyscy nagle ucichli i skierowali głowy na odgrywającą się scenę. Ron wyraźnie się zaniepokoił.
- Malfoy. - wycedził przez zaciśnięte zęby. Wstał i stanął na przeciwko blondyna. - Spadaj.
- Może opowiesz nam o swoich sprawach łóżkowych skoro tak Cię do nich ciągnie? - Wszyscy zaśmiali się.
Rudzielec w końcu dostrzegł mnie za plecami Dracona. Spuściłam wzrok.
- Pobiegłaś poskarżyć się JEMU? Myślałem, że jesteś inna.- rzucił Ron. Poczułam nagły chłód, i nie był on niestety związany z minusową temperaturą panującą na dworze.
- Uważaj na słowa.- syknął malfoy.
- Ja też myślałam, że jesteś inny wiesz, Ron? Myślałam, że mnie kochasz, a nie, że zależy ci tylko na moim ciele. - powiedziałam łamiącym się głosem. Zauważyłam, że Harry również wstał.
- Co tu się dzieje? - Spytał Potter. Poczułam, że po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Ginny to zauważyła, podbiegła do mnie i mocno przytuliła. Cieszyłam się, że jest po mojej stronie.
- To się dzieje, że twój przyjaciel dobierał się do Grenger.- odpowiedział Malfoy.
- Ron, to prawda? - spytała zaskoczona Ginny. Schowałam twarz w jej włosach zawstydzona całą tą sytuacją. Rudzielec spojrzał po twarzach wszystkich i uciekł z powrotem do zamku. Spojrzałam na Malfoya. Wyszeptałam ciche ''dziękuję'' , a On uśmiechnął się i odszedł w stronę jeziora.

Dziesięć minut później wszyscy rozeszli się do pokoi plotkując o tym co się właśnie stało. Przy gasnącym już ognisku siedzieliśmy teraz tylko ja, Ginny i Harry. Wpatrywałam się tępo w ogień podziwiając tańczące iskry. Na dworze zrobiło się ciemno i zaczęły pojawiać się gwiazdy. Harry objął mnie.
- Hermiono...Opowiesz nam co się właściwie stało? - Wstrzymałam na chwilę oddech i zamknęłam oczy.
Wypuściłam powoli powietrze z płuc, i opowiedziałam im całą historię. Jak Ron złapał mnie za piersi, jak powiedział, że ze mną zrywa, jak uciekłam z płaczem  na piąte piętro.
I zamilkłam.
 Jak miałam im opowiedzieć o Draconie? Ginny domyśliła się skąd wynika moje milczenie.
- A Malfoy...? - podpowiedziała.
- Draco mnie tam znalazł...Opowiedziałam mu co się stało, a On...- właśnie, czemu On to zrobił?- Powiedział, że dziewczyn się tak nie traktuje...- skłamałam.
- Oh. - Harry nie wiedział co powiedzieć. - Nie mogę uwierzyć, że Ron coś takiego zrobił.
- Ja też! - zawtórowała mu Ruda. - Mój brat to świnia! Nie martw się Mionka, wszystko będzie dobrze!
Mogłam mieć tylko nadzieję, że ma rację.












czwartek, 27 lutego 2014

5. Kurtyna tajemnic

 Przez chwilę znowu widzę ciemność. Potem widzę Jego i znika równie szybko jak się pojawił. Słyszę znajome głosy. Wydaje się, że są tak blisko, a zarazem tak daleko. Przebłyski wspomnień. Chcę się obudzić, ale nie mogę. Czuję, że ktoś dotyka mojej twarzy. Ma zimne, ale delikatne ręce. Głaszcze mnie po policzku. Chcę zobaczyć kto to, chcę otworzyć oczy i powrócić do życia. Ale nie mogę.
- Obudź się, Granger. - słyszę znajomy głos. Nie mogę odpowiedzieć. Mam ochotę krzyczeć.
Czuję, że On odchodzi. Chcę wołać z całych sił aby został ze mną. Ale nie mogę. 
Draco Malfoy odszedł.

Czuję, że powraca mi władza w palcach u rąk. Zaczynam nimi powoli ruszać. Teraz nogi. Znowu mogę kontrolować swoje kończyny. Przyszła pora na oczy. Podnoszę pomału powieki, lecz momentalnie je zamykam gdyż oślepia mnie jasne światło wpadające przez okno naprzeciwko mojego łóżka. Znajduje się w skrzydle szpitalnym. Co ja tu robię? A no tak, incydent z eliksirem słodkiego snu.
Wszystko mi się przypomina; jak straciłam przytomność i spałam przez...Właśnie, ile dni byłam nieprzytomna? Wole nie myśleć  ile lekcji mnie ominęło. Jest jeszcze jedno wspomnienie. Nie umiem określić czy jest prawdziwe. Byłam wtedy w stanie kompletnej nieświadomości, ale czułam to. Czułam jego zimny dotyk na mojej skórze. Hermiono! Czy ty sobie wyobrażasz, że Malfoy przyszedł by cię odwiedzić w szpitalu? Przecież dla niego jesteś tylko zwykłą szlamą! Tak, to na pewno tylko moja wyobraźnia. Rozglądam się po sali. Nikogo oprócz mnie tu nie ma. Pani Pomfrey pewnie siedzi w swoim pokoiku i popija kawę. Patrzę na wielki zegar który wisi na środku skrzydła szpitalnego. Jest godzina szesnasta trzydzieści. Za chwilę wszyscy uczniowie udadzą się do Wielkiej sali na obiad. Próbuję zasnąć, ale uświadamiam sobie, że nie jestem ani trochę senna. Wręcz rozpiera mnie energia.
Kiedy myślę czy będę tu leżeć sama w nieskończoność, w tej chwili wielkie drzwi wejściowe wpada grupa roześmianych Gryfonów i jedna Krukonka. Uśmiecham się od ucha do ucha widząc przyjaciół.
- Hermiona! - słyszę pisk Ginny. - W końcu się obudziłaś! 
Harry, Ron, Ruda i Luna ustawiają się wokół mojego łóżka i zaczynają gadać jeden przez drugiego.
Zaczynam się śmiać ponieważ nic nie rozumiem z ich wspólnego jazgotu. Harry też to zauważa i zwraca uwagę wszystkim aby mówili po kolei. Pierwsza jak zwykle zabrała głos Ginny.
- Mionka, nawet nie wiesz ile się wydarzyło przez ten czas! - zaczyna.
- Ej, czekaj - przerywam jej. - Ile dni spałam?
Weasley'ówna patrzy po kolei na twarze wszystkich zebranych, a oni równo kiwają głową aby mi powiedziała. Czuję, że to nie będzie miła wiadomość.
- Tydzień. - mówi cicho.
Wytrzeszczam oczy ze zdziwienia. Opuściłam tydzień szkoły. Równe siedem dni. Będę teraz musiała cały czas siedzieć w bibliotece i nadrobić zaległy materiał jednocześnie przerabiając obecny. Gorzej być nie mogło. Ron widzi grymas na mojej twarzy i prosi wszystkich czy mogliby zostawić nas samych.
Kiedy reszta opuszcza powolnym krokiem salę, Ronald siada na krześle obok mnie i chwyta moją dłoń.
Ta sytuacja wydaje mi się dziwnie znajoma. Nagle nachyla się aby mnie pocałować. Robi to delikatnie, ale zarazem namiętnie. Kiedy się ode mnie odsuwa, posyłam mu szczery uśmiech. Zaczyna mi opowiadać o wygranym meczu z Puchonami. Mało mnie to interesuję, ale nie chcę mu o tym mówić. Opowiada o quidittchu z taką pasją, że grzechem byłoby mu przerywać. Kiedy kończy swoją jakże niesamowicie interesującą opowieść, Pani Pomfrey podchodzi do mojego łóżka i oznajmia, że wszystko ze mną okej i mogę już wyjść. Ron pomaga mi zabrać rzeczy ( Kiedy byłam nie przytomna na mojej szafce pojawiło się mnóstwo kwiatów i słodyczy. Uwielbiam moich przyjaciół.) i zanieść je do mojego dormitorium. Tam już na mnie czeka podekscytowana Ruda, która od razu zaczyna swoją opowieść o tym jak to Dean Thomas pocałował jakąś dziewczynę z Ravenclawu na oczach całej szkoły. Wywracam oczami i słucham opowieści co się działo gdy ja leżałam nieruchomo śniąc o Malfoy'u.

 Przerwa świąteczna zbliżała się wielkimi krokami. Hogwart zaczęły zdobić przeróżne ozdoby świąteczne, a w Wielkiej sali już pojawiła się, na razie nie ubrana, choinka. Udało mi się nadrobić wszystkie zaległości, ale wiązało się to z kilkugodzinnym przesiadywaniem w bibliotece, o co Ginny miała do mnie pretensje. Rona widywałam coraz rzadziej. Praktycznie tylko na lekcjach. Było mi smutno, ale On też miał swoje życie. 
Była niedziela. Przechadzałam się po błoniach, ciesząc się ostatnimi promieniami słońca. Ostatnimi czasy coraz częściej wybierałam się na takie wieczorne spacery. Tylko Ja i moje myśli. Przechodząc obok fontanny zauważyłam dwie Ślizgonki rozmawiające o czym, mocno przy tym gestykulując. Podeszłam bliżej aby usłyszeć o czym mówią. Nie interesowałoby mnie to, gdyby jedną z nich nie była Astoria. Usiadłam po drugiej stronie fontanny, i ''czytając'' książkę, wytężałam słuch.
- Gdybyś widziała go bez koszulki...Po prostu rewelacja! - tu Astoria zamruczała cicho. Wywróciłam oczami, ale słuchałam dalej. - Jeszcze z nikim nie było mi tak dobrze jak z Draconem.
Wyprostowałam się na wzmiankę o Malfoy'u. Znowu ten dziwny ucisk w żołądku. Wstałam i szybkim krokiem odeszłam jak najdalej od panny wskocze wszystkim do łóżka Greengrass. Byłam wściekła. Zdałam sobie sprawę, że od naszej rozmowy nad jeziorem zaczął mnie on obchodzić. Byłam zazdrosna kiedy był z Astorią. Nękał mnie w snach. Gdy był w pobliżu nie mogłam oderwać od niego wzroku, a on nawet mnie nie zauważał. Oh, Granegr jaka z ciebie idiotka! Fakt, Draco Malfoy był niesamowicie przystojny. Fakt numer dwa, chyba coś do niego czuję. Nie ważne jak bym się wypierała, Draco Malfoy nie jest mi już obojętny.


poniedziałek, 24 lutego 2014

4. Wszystko czego potrzebuje


 Ktoś pstryknął palcami prosto przed moimi oczami Rozejrzałam się zdezorientowana i ujrzałam twarz mojej najlepszej przyjaciółki. Ginny spojrzała na mnie z wyrzutem i założyła ręce na piersi. 
- Hermiono, co się z tobą dzieje? - z jej twarzy zeszła złość i zastąpiła ją troska.
Westchnęłam i spuściłam głowę. Burza brązowych loków przysłoniła mi widok.
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałam cicho i spojrzałam przez okno wychodzące na błonia.
Od mojej rozmowy z Draconem minęły dwa tygodnie. Widać już było pierwsze oznaki zimy. Delikatne płatki śniegu zaczęły zastępować pomarańczowe liście, okrywając białym puchem tereny Hogwartu. 
- Widzę, że wcale nie jest w porządku. Potrzebujesz czegoś? - spytała Ginny.
Wszystko czego potrzebuję to spokój. - pomyślałam.
- Nie, dziękuję. - spróbowałam się uśmiechnąć, ale przypominało to raczej grymas bólu.
- Jak byś czegoś potrzebowała... - spojrzała na mnie z nadzieją, że jednak mam jakiś problem o którym chciałbym z nią porozmawiać. Gdy odpowiedziała jej cisza z mojej strony, westchnęła. - To wiesz gdzie mnie szukać. - dokończyła i usiadła na swoim łóżku kontynuując naukę na jutrzejszą numerologię.
- Dziękuję Ginn, jesteś najlepsza.
Zakryłam się kołdrą pod samo czoło i zasnęłam.

Zielony dym buchnął mi prosto w twarz. Zaczęłam kaszleć. Usłyszałam, że profesor Slughorn krzyczy do Harrego by ten poszedł ze mną natychmiast do skrzydła szpitalnego. Byłam lekko otumaniona.
No to może od początku...
Pierwszą lekcją dzisiejszego dnia były Eliksiry ze Ślizgonami. (Tak na marginesie, w tym roku mieliśmy dwa razy więcej lekcji z uczniami domu węża, niż w poprzednich latach. Zastanawiające...) 
Udałam się razem z Harrym i Ronem, pod klasę. Gdy zauważyłam, że Draco Malfoy już tam jest, cała się spięłam. Od naszej pamiętnej rozmowy mam mieszane uczucia wobec niego. Zawsze był dla mnie arystokratycznym dupkiem, który wybrał stronę Voldemorta. Czy to możliwe, że po wojnie Malfoy  się zmienił? Może chciał naprawić błędy przeszłości? Gdy zadzwonił dzwonek weszliśmy do klasy. Profesor Horacy Slughorn ogłosił, że będziemy dzisiaj warzyć eliksir Słodkiego Snu. Dodawałam bardzo starannie wszystkie składniki; cztery gałązki lawendy, cztery gałązki waleriany. Przyszedł czas na dwie krople śluzu gumochłona. Jedna...druga...Kątem oka dostrzegłam Astorię Greengraas, uwieszającą się na szyi Dracona. Poczułam dziwne ukłucie w żołądku. Trzecia...Czwarta... O Merlinie!
Zakryłam usta dłonią, powstrzymując krzyk. Dodałam o dwie krople za dużo! Cholerny Malfoy! Eliksir wyglądał normalnie, lecz gdy nachyliłam się nad kociołkiem...
No więc tak to mniej więcej było. Czułam się strasznie senna. Gdyby nie silnie ramiona Harrego, dawno leżałabym plackiem na ziemi. Idąc ( A raczej uwieszając się na Potterze) w stronę wyjścia dostrzegłam, że pewien blondyn bacznie mi się przygląda. Spojrzałam zaspanymi oczami w jego szare tęczówki i zemdlałam. 

*Draco*
Czy ta Granger musi się zawsze pakować w jakieś kłopoty? Wszystko przez tą głupią Astorię. Widziałem, że brązowooka nam się przygląda i po chwili zielony dym bucha jej w twarz, a ona zaczyna kaszleć. W sumie ta sytuacja wydawałaby się śmieszna gdyby nie to, że Granger leżała w śpiączce od dwóch dni. Słyszałem, że Pani Pompfrey mówiła, że niedługo się obudzi. Nie wiem czemu mnie to obchodzi. Wszedłem z hukiem do swojego dormitorium. Miałem przywilej posiadania własnego pokoju, więc mogłem cieszyć się samotnością. Usiadłem na łóżku, zamknąłem oczy i pomyślałem o Granger.

--------------------------------------------------------
Rozdział krótki, bo kompletnie nie miałam już pomysłów na część dalszą.
Dziękuję za ponad 500 wyświetleń !
Pozdrawiam :)








sobota, 22 lutego 2014

3. Sny

''Nic tak nie podnosi na duchu, jak słowa wsparcia płynące z ust osoby którą byśmy o to nie podejrzewali.'' 

 Po czwartym z kolei piwie kremowym, zaczęło mi się robić niedobrze. Siedzieliśmy tu już od godziny bawiąc się w najlepsze, nie świadomi, że na drugim końcu sali dwóch Ślizgonów dopija whisky.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu gdy widziałam Rona i Ginny, kłócących się o to kto lepiej gra w quidditcha.
- Ginny, nie oszukuj sama siebie... Wszyscy wiemy ,że jestem lepszy - powiedział Ron.
- Chciałbyś! Nie wiem jakim cudem dostałeś się do drużyny. Po prostu  nie chcesz się przyznać, że dziewczyna gra lepiej od ciebie - uśmiechnęła się triumfalnie i pokazała mu język.
Rudzielec zrobił się czerwony jak burak. Wyglądał jak by miał zaraz wybuchnąć. Już otwierał usta aby nakrzyczeć na siostrę, lecz na  szczęście Harry stanął między nimi.
- Robi się późno, wracajmy do zamku zanim dojdzie do tragedii - czarnowłosy spojrzał karcąco na rodzeństwo Weasley'ów. Ginny westchnęła i zaczęła zakładać płaszczyk. Zrobiłam to samo. Kątem oka zauważyłam, że na końcu sali pewni Ślizgoni tańczą na stole. Malfoy i Zabini byli już nieźle pijani. Zachichotałam. Wyszliśmy szybko z pub'u zatrzaskując drzwi. Na dworze było zimno, kropelki deszczu spadały mi na nos. Lubiłam takie deszczowe dni. Zawsze kiedy padało, tata zabierał mnie na dwór, skakaliśmy po kałużach i gdy wracaliśmy cali mokrzy mama się nieźle wkurzała i robiła tacie pół godzinny wykład jakie to niezdrowe i, że na pewno będziemy chorzy. Ale to było kiedyś. Zanim odkryłam świat magii i zanim moje życie się nieodwracalnie zmieniło.  Spojrzałam na swoich przyjaciół. Ron i Harry rozmawiali na temat jutrzejszego wypracowania z eliksirów, a Ginny bacznie mi się przyglądała. Uśmiechnęłam się do niej lekko. Zauważyłam, że coraz więcej kropel spada na moje, i tak już mocno pokręcone, włosy. Usłyszałam, że ktoś wyszedł z trzech mioteł. Odwróciłam głowę i zmarszczyłam brwi. Draco i Blaise wymienili porozumiewawcze spojrzenia zaczęli iść w naszą stronę.
- Kogo my tu mamy... Nie powinniście leżeć już w łóżkach? - krzyknął blondyn.
Wszyscy momentalnie skierowali wzrok w kierunku Ślizgona. Spojrzałam nie niego ze złością. Musiał wszystko psuć?
- Odwal się Malfoy.- powiedziałam i zmrużyłam gniewnie oczy.
- Nie tak ostro kobieto. - Uśmiechnął się zawadiacko.
Jaki on był wkurzający! Nie mógł sobie raz odpuścić? Dlaczego on nie traktuje mnie poważnie? Jeszcze mu kiedyś pokaże na co mnie stać. Nagle poczułam ,że ktoś ciągnie mnie w stronę zamku. To był Ron.
- Choć, nie ma sensu z nimi gadać. - szepnął mi do ucha. Harry i Ginny ruszyli za nami. Nie wiem czemu, ale odchodząc odwróciłam jeszcze głowę i spojrzałam w lodowate oczy Dracona.
Uśmiechnął się złośliwie i wyszeptał :
-Tchórz.

 Od kilku minut siedziałam na parapecie w moim pokoju, wpatrywałam się w otwarte okno i rozmyślałam. Nie byłam tchórzem! Po prostu jestem od niego mądrzejsza. Tak to na pewno. Jednak  wiem ,że to było swego rodzaju wyzwanie, a ja kocham wyzwania. Ginny właśnie wszyła z łazienki. Miała na sobie tylko ręcznik. Wytrzeszczyła oczy na  widok otwartego okna.
- Zamykaj to okno natychmiast! Przez ciebie się rozchoruje! - krzyknęła i szybko wróciła tam skąd przyszła. Powoli zeszłam z parapetu i zamknęłam okno jednym machnięciem różdżki. Zapukałam do drzwi łazienki.
- Możesz już wyjść wiewiórko - zachichotałam.
Drzwi otworzyły się  z cichym skrzypnięciem , i wyszła z nich mała ruda osóbka w różowej piżamie.
Spojrzała na mnid ze złością. Uśmiechnęłam się przepraszająco  i poszłam wziąć długi prysznic.

Tej nocy znowu śnili mi się rodzice.

W moim śnie  Mama jak zwykle rano smażyła pyszne naleśniki , a tata czytał gazetę popijając kawą. Zeszłam szybko aby ich przywitać. Gdy dotarłam do mamy przytuliłam ją i powiedziałam, że tęsknie. Ona spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Powiedziała coś czego nie mogłam usłyszeć. Zaczęła się śmiać. Tata razem z nią, a ja nadal nie mogłam usłyszeć  ich głosów. Zaczęłam się bać i spytałam  mamę o co chodzi. Nie zwracała na mnie uwagi, jak by mnie przy niej nie było. Podeszłam do taty i pomachałam mu ręką przed oczami. Żadnej reakcji. Byłam nie widzialna. Rozpłakałam się. Poczułam ,że coś pcha mnie w stronę drzwi wyjściowych. Wyleciałam z domu i zaczęłam się od niego oddalać. Po chwili nie było już nic. Byłam sama. 

 Obudziła się z krzykiem, zlana zimnym potem. Spojrzałam na zegarek. Była piąta nad ranem.
Poczułam,że po policzkach płyną mi łzy. Tak bardzo tęskniłam za rodzicami.  Po skończeniu szkoły odnajdę ich i jakoś przywrócę pamięć. Spojrzałam na Ginny. Spała jak zabita. Nawet głośne krzyki jej nie obudzą.  Raczej już nie zaśnę , boję się, że koszmar znowu powróci. Postanowiłam przejść się na błonia. Ubrałam ciepłą kurtkę i wyszłam odetchnąć świeżym powietrzem. Uwielbiałam Hogwart o poranku. Słońce pomału wschodziło odbijając się w nieskazitelnej tafli jeziora. Na  ziemi  było pełno liści ,które pospadały z drzew. Zamknełam oczy, czułam że, koszmar odchodzi w niepamięć, lecz ktoś nagle przerwał mi tę chwile spokoju.
- Co tu robisz Granger? Zdajesz sobie sprawę która jest godzina? - owróciłam się. Za mną stał nie kto inny jak Malfoy. Zmrużyłam gniewnie oczy. Czy on nie da mi nigdy spokoju? Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
Ślizgon spojrzał na na mnie badawczo. Uświadomiłam sobie, że  oczy mam nadal  opuchnięte od łez.
- Płakałaś? - spytał zdziwiony. 
- Może...Nie twoja sprawa. Mógłbyś sobie na razie darować?
- Czemu płakałaś? - zadał kolejne pytanie.
- Czemu Cię to interesuje?
- W sumie sam nie wiem. - odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić w stronę zamku.
- Miałam zły sen... O rodzicach. Bardzo za nimi tęsknie. Musiałam wyczyścić im pamięć. Nie wiedzą nawet, że istnieje. - powiedziałam cicho.
 Nie miałam pojęcia czemu mówię to swojemu największemu wrogowi. Po prostu nagle odczułam potrzebę powiedzenia komuś o tym. Draco spojrzał na mnie przez ramię i zaczął o czymś rozmyślać.
Westchnęłam i usiadłam na ławce, wpatrując się tępo w wschodzące słońce. Blondyn po chwili zajął miejsce obok mnie. W tamtej chwili zapomniałam o wszystkich latach wspólnej nienawiści. Liczyło się tylko tu i teraz. Spojrzałam mu prosto w oczy.
 
*Draco*
   W jej  oczach dostrzegłem tęsknotę. Miała bardzo ładne oczy.
- Nie martw się. Twoim rodzicom na pewno nic nie jest. Może i nie pamiętają o twoim istnieniu, ale wiedz, że w głębi duszy cię kochają. Odnajdziesz ich i przywrócisz pamięć. Wierze w to.
Sam nie wiedziałem co mówię. Co się działo z tym chamskim i oziębłym Malfoyem którym był?
Potrząsnąłem głową by odgonić natrętne myśli. Ponownie spojrzałem w jej czekoladowe oczy. Tym razem dostrzegłem w nich nadzieję i wdzięczność. Uśmiechneła się lekko. Wstałem i ruszyłem z powrotem do szkoły.
- Mal..Draco - spojrzałem na nią wyczekująco. - Dziękuje.
Odszedłem szybkim krokiem. Kłębiące myśli rozwalały mi głowę od środka. Jeszcze nigdy nikt mi za nic nie podziękował. Mimo to cieszyłem się z tej rozmowy, sam nie wiem czemu.






czwartek, 20 lutego 2014

2. Gryfonka

 Otworzyłam oczy. Ciepłe promienie słońca wpadały przez okno, rozjaśniając pokój. Na dworze było już widać pierwsze oznaki jesieni. Liście zaczęły żółknąć i spadać z drzew. Wstałam niechętnie z wygodnego łóżka i powolnym krokiem ruszyłam w stronę łazienki zabrać szybki prysznic. Ubrałam się w zwykłe jeansy i biały sweter. Wróciłam do sypialni spakować rzeczy. Dopiero teraz zorientowałam się, że Ginny nie ma. Łóżko stało puste, lecz było idealnie pościelone, co bylo dziwne, bo ruda nigdśmy nie dbała o porządek.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, wzięłam torbę i ruszyłam do Wielkiej Sali  na śniadanie. Miałam nadzieje spotkać tam przyjaciółkę. W sali panował gwar. Uczniowie zaczęli zasiadać do stołu i nakładać na talerze różne pyszności. Ron już tu był i wesoło rozmawiał z jakimś chłopakiem z szóstego roku. Zdziwiło mnie, że obok niego nie ma pewnego czarnowłosego okularnika. Usiadłam na przeciwko rudzielca.
- Gdzie Harry? - spytałam prosto z mostu. Ron dopiero zauważył moją obecność. Uśmiechnął się do mnie
- Zaraz przyjdzie.  - Już otwierałam usta by zadać kolejne pytanie lecz mnie wyprzedził. - Ginny też. Była u nas od rana. Z resztą sama Ci zaraz wszystko opowie.
Mówiąc to wskazał ruchem głowy coś za moimi plecami. Szybko spojrzałam w tamtą stronę i ujrzała m najmłodszą z rodziny Weasley , która szła pod rękę z Wybrańcem śmiejąc jak by nikt poza nimi nie istniał..
Usiedli obok mnie przy stole Gryfonów. Śmiali się jeszcze przez chwilę , aż w końcu Ginny na mnie spojrzała.
- Gdzie byłaś od rana? - spytałam.
- Nie mogłam spać. Poszłam do Harrego pogadać , okazało się , że on też nie mógł zanąć - zachichotała ruda. Wywróciłam oczami i zajęłam się jedzeniem.
Po skończonym posiłku wszyscy udali się na lekcje. Spojrzałam na plan. Pierwszą lekcją była transmutacja z Ślizgonami. Super. Lekcje prowadziła profesor McGonagall. Podziwiałam ją ,że mimo obowiązków dyrektorki umiała ogarnąć jeszcze prowadzenie lekcji. Gdy doszłam pod klasę akurat zadzwonił dzwonek. Uczniowie zaczęli powolnym krokiem ruszać w stronę  klasy. Idąc za tłumem poczułam, że  ktoś nagle obejmuje mnie w tali. Odwróciłam się. To był Ron. Uśmiechnęłam się. Po wojnie postanowiliśmy oficjalnie  zostać parą. Byliśmy szczęśliwi ze sobą. Przynajmniej tak mi się  wydawało.
- Siedzisz ze mną ok? - spytał rudzielec.
- Chcesz abym pomagała Ci na sprawdzianach , czy po prostu chcesz usiąść ze swoją dziewczyną?
- Oczywiście , że chcę usiąść ze swoją dziewczyną! - powiedział oburzony - Ale pomocą też nie pogardzę.
  Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu. Weszliśmy do klasy i zajęliśmy miejsce na końcu. Nie byłam tym zbytnio zadowolona, bo słabiej będę słyszeć nauczycielkę, ale Ron nalegał. McGonagall zaczęła wykład o skutkach rzucenia złego zaklęcia. W ostatniej klasie mieli powtórki z całych sześciu  lat, przed ostatecznymi egzaminami. Zaczęłam robić notatki , lecz nagle usłyszałam, że ktoś gwałtownie wszedł do klasy. Podniosłam głowę. Malfoy. Widać było ,że przed chwilą wstał. Włosy miał rozczochrane, a  koszula nie była do końca zapięta. Musiałam przyznać, że dodawało mu to uroku. Nie! O czym ja myślę? Potrząsnełam głową. Po sali przeszedł jęk zadowolenia, od strony fanek Dracona. Prychnełam. Nie dość ,że się spóźnił to zapomniałam przez niego o czym profesor przed chwilą mówiła. Spokrzałam w notatki. No tak , skutki złego zaklęcia. Ślizgon zajął miejsce obog Astorii Greengrass która od razu zrobiła maślane oczy. Reszta lekcji mineła spokojnie. Po numerologii , eliksirach i zielarstwie przyszła pora na obiad. Razem z przyjaciółmi udałam się do Wielkiej Sali.  Jak zwykle było tu wyjątkowo magicznie. Nad nami latały kolorowe świeczki. Gryfoni rozmawiali wesoło na temat zbliżającego się meczu quidditcha z Puchonami. Harry jako kapitan musiał wybrać skład drużyny. Nigdy nie przepadałam za tym sportem, a poza tym bałam się latać. Pamiętam jak kiedyś próbowałam grać z Ginny w wakacje. Zleciałam wtedy z miotły. Miałam zwichnięty nadgarstek i uraz do końca życia.
- Halo! Ziemia do Hermiony! Słyszysz co do Ciebie mówię? - Przed oczami ukazała mi się twarz przyjaciółki.
- Wybacz , zamyśliłam się. Mogłabyś powtórzyć? - spytałąm zdezorientowana.
- Mówiłam ,że moglibyśmy udać się w czwórkę do Hogsmeade dzisiaj wieczorem. Ja ,ty , Ronald i Harry. Co ty na to?
Ruda spojrzała na mnie wyczekująco. Podwójna randka? W sumie czemu nie. Miałam dużo nauki ,ale widząc entuzjazm przyjaciółki ,nie mogłam  odmówić.
- Tak , będzie fajnie - posłałam Ginny nieśmiały uśmiech.
Ruda przytuliła mnie bardzo mocno. Trochę zabawy mi w końcu nie zaszkodzi. Nie byłam już tą samą Hrmioną co przed wojną. Postanowiłam, że ten rok wykorzystam na całego.

Spojrzałam na siebie w lustrze. Wyglądałam całkiem nieźle. Postanowiłam założyć zwykłą białą sukienkę i brązowy płaszczyk. Na dworze robiło się zimno, a  ja nie miałam zamiaru się rozchorować. Do tego założyłam zwykłe czarne baletki. Ginny postanowiła jednak na bardziej wyzywający strój. Czerwona sukienka bez pleców i czarne szpilki. Wiedziałam, że chce zrobić na Harrym jak najlepsze wrażenie. Wyszłyśmy z dormitorium dziewczyn i znalazłyśmy się w pokoju wspólnym Gryffindoru gdzie miałyśmy  spotkać się z chłopcami. Oczywiście jak zwykle się spóźniali. Usiadłyśmy na kanapie przed kominkiem.
- Hermiono , czy ty jesteś szczęśliwa z moim bratem? - spytała nagle ruda.
Zdziwiło mnie te pytanie. Przecież dogadywaliśmy się świetnie i prawie się nie kłóciliśmy.
- Oczywiście ,że jestem! Czemu pytasz?
Ginny spuściła wzrok. Wahała się czy powiedzieć o tym Hemrionie. Nie wiedziała czy to była prawda. Nie miała żadnych dowodów.
- No bo wiesz... Pdsłuchałam dzisiaj jak jakaś Krukonka opowiada o tym , że Ron ją pocałował.... -  Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia - Oczywiście nie wiem czy to prawda. Mogły mówić o kimś innym, albo kłamać. Możesz go o to spytać. Właśnie tu idą.
Dwójka przyjaciół zmierzała w ich kierunku. Postanowiłam spytać o to rudzielca.
- Hej dziewczyny, przepraszamy za spóźnienie, ale Ron nie mógł znaleźć skarpetki - Harry roześmiał się i podszedł do Ginny aby ją pocałować.
- Ron, moglibyśmy chwile porozmawiać? - spytałam.
- Jasne.
Odsunęliśmy się od całującej się pary. Cieszyłam się, że są ze sobą szczęśliwi.
- Wiem, że to głupie ale Ginny podsłuchała jak jakaś Krukonka opowiada o tym , że się z nią całowałeś. Czy to prawda? - Spojrzałam na Rona. Wydawało mi się ,że ujrzałam chwilowy strach w jego oczach.
- Nie! Nigdy bym Cię nie zdradził , a tym bardziej z Krukonką!
Nie wiem czemu ale mu uwierzyłam.

*Draco*
- Ruszaj się! Idziemy się napić. - do pokoju wspólnego Slytherinu wpadł Blais.
Spojrzałem na niego z poirytowaniem.
- Nie mam ochoty dzisiaj nigdzie wychodzić.
- Musisz się trochę zabawić. Idziemy do trzech mioteł na kieliszek ognistej.
Czarnoskóry spojrzał na mnie wyczekująco. Westchnąłem.
- Nie odpuścisz prawda? 
Zabini uśmiechnął się złośliwie.
- Nigdy, Draco.

--------------------------------------------------
Chciałam tylko poinformować, że zrobiłam parę zmian na blogu jak i w notkach.
Rozdziały usunęłam i napisałam od nowa, ponieważ chciałam inaczej zacząć tę historię.
Zapraszam do czytania :)

1. Podróż

Ciepły, letni wiatr owiewał mi twarz. Nie byłam pewna czy powrót do Hogwartu był dobrym pomysłem. Miałam złe przeczucia, ale chciałam skończyć szkołę. Po śmierci Voldemorta wszystko się zmieniło. Wiele osób poległo w  bitwie. Nadal nie mogłam się z tym wszystkim do końca pogodzić.
Z rozmyślań wyrwała mnie Ginny.
- Chodź Hermiono! Nie mam zamiaru się spóźnić.
- Idę , już idę. -  I  razem z Ronem i Harrym udałyśmy się na peron.
                                                               
                                                                  
 Całą drogę tępo gapiłam  się w okno ,rozmyślając. Miałam jakieś dziwne przeczucie. Wiedziałam , że w tym roku się coś wydarzy. Spojrzałam na swoich przyjaciół. Harry i Ron grali w karty, Ginny spała, a Luna czytała jakąś dziwną gazetę. Postanowiłam rozprostować nogi i wyjść na korytarz.
- Idę się przejść - poinformowałam  i wyszłam. Postanowiłam dojść do końca korytarza i wrócić. Nagle ktoś wysiadł z przedziału i zagrodził mi drogę. Spojrzałam w górę. Przede mną  stał nie kto inny jak znienawidzony Malfoy.
- Suń się Draco.. -  Próbowałam przepchnąć się między silnym ślizgonem, lecz szybko zorientowałam się ,że nie mam z nim szans.
- Gdzie się wybierasz Granger? - spytał zgryźliwym tonem. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Nie twój interes Malfoy. Mógłbyś się łaskawie przesunąć?
- Wybacz ale akurat mam ochotę tu postać. - Był tak strasznie wkurzający! Zaczęłm walić go pięściami , tecz jego tors był taki twardy ,że raczej nic nie poczuł. Zamiast tego zaczął się śmiać.
- Jaka ty agresywna Granger! - po tych słowach gwałtownie się odsunął. Wymierzając mu kolejny cios, upadłam na ziemię  nie spodziewając się uniku. Malfoy zaczął się śmiać, ale wyciągnął rękę aby mi pomóc. Spojrzałam na niego kpiąco, wstałam o własnych siłach i z dumą odeszłam w stronę swojego przedziału. Gdy wtargnęłam tam ze złością wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Usiadłam naburmuszona. Ginny, która właśnie się obudziła, patrzyła na mnie z ciekawością
- Co się stało? -spytała ruda.
- Malfoy się stał - odpowiedziałam opryskliwie.
Za oknami widać już było Hogwart. Dotarliśmy na miejsce.

środa, 19 lutego 2014

Prolog: Wspomnienie


Nigdy nie planowałam, że się zakocham. Z miłością jest tak, że zawsze przychodzi w nieodpowiednim momencie. Czasem zakochujemy się w niewłaściwej osobie. Tak też było w moim wypadku. Mimo to niczego nie żałuję. Tylko tęsknie. Ta potworna tęsknota która wypełnia każdy zakamarek mojego umysłu i która krąży w sercu niczym trucizna. Lubię wyobrażać sobie, że wszystko jest jak dawniej, że znowu mogę usnąć w jego silnych ramionach. Ten ostatni rok w Hogwarcie zapewnił mi wiele niespodzianek i najlepszą przygodę życia. Sama bym się po sobie tego  nie spodziewała. Robiłam wiele złych rzeczy i popełniałam wiele błędów. Były momenty kiedy naprawdę miałam dość, ale jestem silna. Przetrwałam trudne chwile w imię miłości. Kochałam go, kocham i będę kochać już zawszę. To jedyna rzecz którą wiem na pewno. Żadem mężczyzna nie da mi takiego szczęścia jak on. Teraz nie ma już nic, tylko wspomnienie jego szarych oczu.

Ja, Hermiona Granger zakochałam się.
I wcale nie żałuje. 

Obserwatorzy