sobota, 22 sierpnia 2015

15. Niespodziewany atak

 Dni mijały spokojnie odkąd Maglfoy'owi wróciła pamięć. Był środek marca. Drzewa rozkwitały, świat spowił się zielenią. Z Draconem prawie nie rozmawiałam. Ostatnio całe dnie przesiadywałam w bibliotece, ucząc się do egzaminów próbnych. Ginny narzekała, że nie mam już dla niej czasu. Niestety, ale nauka jest dla mnie bardzo ważna. Dzisiaj była sobota, więc postanowiłam poświęcić ten dzień przyjaciołom. Pomyślałam o Malfoy'u. Co by się stało gdybym go też zaprosiła? Ginny jakoś by go zaakceptowała, ale z Harrym byłoby trudniej. Muszę z nimi o tym porozmawiać. Pozostaje też kwestia czy Malfoy się zgodzi. Powiedział, że będzie współpracował, ale wątpię aby miał ochotę na wypad w tym gronie. Z rozmyślań wyrwał mnie Ron, który nagle wszedł do pokoju wspólnego Gryffindoru, w którym właśnie przebywałam. Rozejrzał się dookoła. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Zaczął iść w moją stronę. Czy on chce ze mną rozmawiać? Nie jestem na to przygotowana. Zaczynam się denerwować. Ron zatrzymuje się i siada na kanapie naprzeciw mojego fotela.
- Cześć. - mówi, spuszczając wzrok. 
Nie rozmawialiśmy od bardzo dawna. 
Nie odpowiadam mu. Nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. Ron zauważa moje milczenie i chrząka cicho.
- Chciałem Ci podziękować, no wiesz, za to, że mnie ostrzegałaś. Przez to wyładowałaś, w skrzydle szpitalnym.
-Yhyym, niema za co. - mój głos brzmi nienaturalnie i drętwo. - Zrobiłabym to dla każdego.
Ron podrapał się po rudych włosach. Widać, że też się stresuje tą rozmową.
- No i...Chciałem przeprosić, za tamtą sytuacje. Głupio postąpiłem. Zraniłem Cię. Chciałbym abyśmy wrócili do tego co było. - uśmiecha się lekko.
- Chcesz abyśmy znowu zostali parą? 
Ron kręci głową.
- Nie sądzę aby to był dobry pomysł. 
Mimo, że nie wróciłabym do niego to zabolały mnie te słowa. 
- Rozumiem... Czyli chcesz powrócić do bycia przyjaciółmi? - pytam.
- Tak. Poza tym ja już mam kogoś. 
Zamieram. Serce mi przyspiesza.
- Masz kogoś?
- No tak...Wiesz, kogoś kto w pełni zaspokaja moje potrzeby. - Rudzielec się zarumienił
Mam ochotę mu wygarnąć. Zamiast tego jednak, mówię:
- Jasne, zostańmy przyjaciółmi. Pozdrów twoją dziewczynę. - wstaje ze złością i wracam do pokoju. Co za gnojek.

 Myślałam, że ten dzień nie może być już gorszy. Myliłam się.
Siedziałam właśnie w Wielkiej Sali na kolacji. Obok mnie Ginny wesoło rozmawiała z Harrym. Umówiliśmy się, że po kolacji wybierzemy się na wspólny spacer, aby spędzić ze sobą trochę czasu.
Grzebałam widelcem w jajecznicy. Co chwila spoglądałam na Malfoy'a. Kiedy i on się odwrócił, nasze spojrzenia się spotkały. Zarumieniłam się i odwróciłam głowę. Co to za reakcja? Zachowuje się jak idiotka.
Gdy w końcu postanowiłam wsadzić jajecznice do buzi, zamiast się nią bawić, nagle rozległ się straszliwy ryk.
Ręka z widelcem zatrzymała się w połowie drogi. Cała sala ucichła. Wszyscy uczniowie spojrzeli w stronę drzwi. Gdy rozległ się drugi ryk, a po nim huk, wszyscy zaczęli panikować. Ginny złapała mnie za ramię.
- Hermiono, co się dzieje? - spytała spanikowana. Pokręciłam głową, na znak, że nie mam  pojęcia.
Rozejrzałam się dookoła. Nauczyciele uspokajali uczniów, szczególnie tych młodszych. Wszyscy odeszli od stołów i cofnęli się jak najdalej od drzwi. Nagle przed oczami mignęła mi platynowa czupryna zmierzająca w przeciwnym kierunku niż wszyscy. Draco, niezauważony przez nauczycieli, wyszedł z Wielkiej Sali.
Co on zamierza? Bez zastanowienia ruszyłam za nim.
- Hermiona! Gdzie idziesz? - usłyszałam wołanie przyjaciółki. Nie odpowiedziałam. Po chwili Ruda i Harry dogonili mnie i szli razem ze mną.
- Co wy robicie? - spytałam docierając do drzwi. Rozejrzałam się czy aby nikt nie patrzy i pomału je pchnęłam.
- Co ty robisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie Harry. - Nie wiem co planujesz zrobić, ale Cię nie zostawimy.
Westchnęłam, ale stwierdziłam, że lepiej działać w grupie niż pojedynczo. Znowu rozległ się ryk. Zaczęliśmy iść w tamtym kierunku. Hałas dobiegał z lochów, zeszliśmy więc tam.
- Co to może być? - spytała Ginny.
- Za raz się przekonamy. - powiedziałam  gdy weszliśmy do lochów. Rozejrzeliśmy się, ale ponieważ było tu ciemno, nie za wiele dostrzegliśmy.
Nagle usłyszeliśmy trzask i zza rogu wyleciał Malof'y. Upadł na ziemie i uderzył plecami o ścianę.
- Cholera! - syknął.
- Draco! - krzyknęłam. Blondyn dopiero nas zauważył.
- Co wy tu robicie? - warknął i spojrzał na każdego po kolei. - W sumie nieważne. Tam jest Troll leśny.
Zamarłam. Już kiedyś walczyłam z trollem. Okropne stworzenia. Co on robił w naszej szkole!?
Ruszyliśmy w kierunku, który wskazał nam ślizgon. Faktycznie był tam Troll leśny. Wielki, zielony, obrzydliwy Troll leśny. Przełknęłam ślinę. Skierowałam różdżkę w jego stronę.
- Harry! - zwracam się do przyjaciela. - Użyje na nim zaklęcia oślepiającego, a ty wtedy go pomniejszysz. Ginny osłaniaj nas.
Troll zaczyna zmierzać w moim kierunku. Mrużę oczy i wypowiadam zaklęcie.
 - Conjunctivitis.
Wielkolud, trafiony zaklęciem, zaczyna ryczeć i się miotać. Chwyta się za oczy. Harry podbiega do niego i krzyczy:
- Reducio!
Troll, nadal oślepiony, zaczyna zmniejszać się do rozmiarów kota domowego. Ginny wyczarowywuje linę i związuje potwora. Odetchnęłam z ulgą. Nagle do lochów zbiegają się nauczyciele wraz z dyrektorką.
Harry zaczyna im opowiadać co się stało. Profesor Slughorn zabiera oszołomionego Trolla i gdzieś go wynosi. Draco podchodzi do mnie. Zapomniałam o nim. Odwracam się i uderzam go w ramię.
- Ała! - krzyczy zdezorientowany. - Za co to...?
- Czemu tu polazłeś całkiem sam, idioto? - marszczę brwi i oceniam jego stan zdrowia. Na szczęście nie widzę żadnych ran zewnętrznych.
- Chciałem go pokonać, ale niestety zaskoczył mnie i...- mówi spuszczając wzrok.
Wygląda teraz jak mały chłopiec. Łagodnieje i czochram go po włosach.
- Okej, ważne, że nic się nie stało.
- Hej! Co to było? - pyta z naburmuszoną miną.
Nie zdążam mu odpowiedzieć ponieważ podchodzi do nas profesor McGonagall.
- Mam złe wieści. Chcę was widzieć jutro o trzynastej w moim gabinecie. Musimy porozmawiać o ostatnich wydarzeniach. Teraz udajcie się do swoich dormitoriów i z nich nie wychodźcie. Reszta uczniów już tam jest.
Wszyscy ruszyliśmy na górę. Kiedy miałam skręcić razem z Harrym i Ginny w stronę schodów, prowadzących na wieżę, Draco chwycił mnie za rękę i pociągnął z powrotem do lochów. Zaczęłam się wyrywać. Kierowaliśmy się do pokoju wspólnego Slytherinu. Co on do cholery planował?
Zatrzymaliśmy się przy obrazie Salazara. Draco wypowiedział hasło i weszliśmy do środka.
- Hej! Malfoy! Ktoś może mnie tu zobaczyć!
Draco ucisza mnie machnięciem ręki.
- Nikogo nie ma w pokoju wspólnym. Wszyscy są w pokojach.
Ruszyliśmy w stronę prywatnego dormitorium Draco. Gdy zamknęły się za nami drzwi, Malfoy w końcu puścił moją ręke. Potarłam ją z ulgą. Blondyn usiadł na fotelu i zaczął nalewać sobie ognistą whisky. Spojrzał na mnie, wskazał na szklankę i zapytał:
- Chcesz?
- Nie! - pokręciłam głową. - O co tu chodzi?
Draco wziął pierwszego łyka i odetchnął z ulgą.
- O nic.
Pomału traciłam cierpliwość. Usiadłam na fotelu na przeciw niego.
- Co ja tu robię?
- Siedzisz.
- Nie wkurzaj mnie. - zacisnęłam dłonie w pięści. - Po co mnie tu zaciągnąłeś?
- Nie wiem. Chciałem spędzić z tobą trochę czasu. Chyba. - wziął kolejnego łyka.
Zaczerwieniłam się i potarłam skronie. Spojrzałam na alkohol. W sumie przydałoby mi się trochę odstresować po dzisiejszych wydarzeniach. Wzięłam drugą szklankę i nalałam whisky. Draco się roześmiał.
- A jednak. Zdrówko! - podniósł szklankę, a ja przyłożyłam do niej moją. W pokoju rozległ się brzdęk.
Piliśmy jeszcze przez jakiś czas, opowiadając sobie rozmaite historie z naszego życia.

 Obudziłam się czując na sobie coś ciężkiego. Strasznie bolała mnie głowa i ledwo mogłam otworzyć oczy.
Odkryłam, że to ciężkie coś, jest ręką Malfoy'a. Szybko zdjęłam ją z siebie i odsunęłam się na drugi koniec łóżka. Draco zaczął się budzić. Rozejrzał się zdezorientowany.
- Dzień dobry, Granger. - uśmiechnął się lekko i zaczął się przeciągać.
- Dzień Dobry! Co my robimy razem w łóżku! - pisnęłam spanikowana. - My chyba nie...
Draco się zaśmiał. Sięgnął po eliksir na kaca i podał mi jeden.
- Serio masz słabą głowę. Byłaś już tak pijana, że zaniosłem Cię do łóżka. Od razu zasnęłaś. Ponieważ mi też chciało się spać, a niestety nie posiadam drugiego łóżka, położyłem się obok. I tyle.
Wlałam zawartość fiolki do buzi. Spojrzałam w stronę łazienki.
- Mogę wziąć prysznic? Która właściwie jest godzina?
Draco spojrzał na zegar wiszący na ścianie.
- Dwunasta.
- Cholera! Za godzinę musimy być u McGonagall! - nie czekając na pozwolenie ruszyłam w stronę prysznica.

Godzinę później oboje, wykąpani i wypoczęci, staliśmy w gabinecie dyrektorki. Była tu również Ginny wraz z Harrym. Ta pierwsza patrzyła na mnie wzrokiem pełnym wyrzutu. Pewnie się o mnie martwiła. Wzruszyłam przepraszająco ramionami. McGonagall, dotąd stojąc do nas plecami, odwróciła się.
- Zaistniała bardzo trudna sytuacja. Zostaliście powołani do grupy pokojowej. Wy i jeszcze dwóch uczniów ruszycie na bardzo ważną misję.
Spojrzeliśmy po sobie z Malfoy'em. Oboje przeczuwaliśmy, że zbliżają się kłopoty.




czwartek, 13 sierpnia 2015

14. Powrót

 Obudziłam się gwałtownie gdy Draco odepchnął moją rękę. Prawie spadłam z krzesła. Malfoy oddalił sie jak najdalej ode mnie. Patrzył na mnie z obrzydzeniem. Byłam nadal zaspana i nie rozumiałam o co chodzi. Po chwili blondyn odezwał się.
- Dlaczego mnie dotykasz, brudna szlamo?! - wrzasnął.
Otworzyłam oczy ze zdziwienia. Czy ja nadal śnie? Malfoy znowu nazwał mnie szlamą? Przecież tak dobrze się dogadywaliśmy.
- Słucham? Draco, co w Ciebie wstąpiło? 
Rozejrzał się po sali zdezorientowany.
- Co ja tu robię? 
Serce mi zamarło. Czy to możliwe, że...
- Nic nie pamiętasz? - spytałam cicho.
- Pamietam, że była bitwa o Hogwart i ja z rodzicami uciekliśmy... 
- O Boże. - szepnełam. 
Czy to możliwe, że Draco stracił wszystkie wspomnienia z ostatnich kilku miesięcy?
- Co z Voldemortem? - zapytał.
Pokręciłam głowa. Nie wiedziałam co robić. Nie chciałam mu wszystkiego opowiadać.
- Co się tu dzieje, Granger? Wytłumacz mi! - wrzasnął spanikowany.
Poczułam, że łzy napływają mi do oczu.
Pobiegłam szybko do pielęgniarki, opowiedziałam jej cała sytuacje i uciekłam do swojego pokoju. Czułam się pusta. Nie mogłam zrozumieć co się właśnie stało. Gdy dotarłam do dormitorium, rzuciłam się odrazu na łóżko. Ginny spojrzała na mnie ze zdziwieniem. 
- Stało się coś? - spytała.
Pokręciłam głową. Ostatnio często to robie. 
- Wszystko okej. - skłamałam. Nie miałam siły jej o wszystkim opowiadać. 
Zamknęłam oczy i po chwili pogrążyłam się w głębokim śnie.

 Po godzinie obudziła mnie Ginny.
- Hermiono, obudź się. - mówi potrząsając moje ramię. 
- Co się stało? - spytałam, mrużąc oczy.
- McGonagall cię wzywa. Nie wiem o co chodzi. - odparła ze zmartwioną miną.
- Okej już idę. 
Wstałam i ruszyłam do gabinetu dyrektorki. Mogło chodzić o cokolwiek, ale byłam pewna, że chodzi o Malfoy'a.
Wypowiedziałam hasło i weszłam po schodach. Gabinet prawie się nie zmienił. McGonagall zostawiła dawny wygląd.
Dyrektorka czekała na mnie przy wejściu.
Nie uśmiechała się, minę miała poważną.
- Hermiono, chyba domyślasz się dlaczego Cię tu wyzwałam? 
Jej głos był ciepły, ale stanowczy.
- Chodzi o Malfoy'a? Co z nim? Potraficie przywrócić mu pamięć?
McGonagall podeszła do mnie i położyła mi dłonie na ramieniu.
- Pani Pomfrey stwierdziła, że to chwilowy uraz powypadkowy. Niestety nie wiemy ile to potrwa.
- Nie możecie użyć żadnego czaru? Eliksiru? Czegokolwiek? 
Dyrektorka pokręciła przecząco głową.
- Nie da się tego załatwić czarami. Możemy mu jedynie dawać tabletki pobudzające pamięć, lecz niewiele mu to pomoże. Pamięć musi mu wrócić sama. Do tego czasu będzie zamknięty w pokoju. Chciałabym abyś z nim porozmawiała. Może uda Ci się przywrócić mu wspomnienia. Wiem, że ostatnio się zbliżyliście. - spojrzała na mnie znacząco, a ja się zarumieniłam.
- Dam z siebie wszystko. - powiedziałam i wyszłam.

 Aby dostać się do pokoju Malfoy'a, Mcgonagall pozwoliła mi skorzystać z sieci fiuu. Stwierdziliśmy, że gdybym od tak weszła do pokoju wspólnego Slytherinu, wywołałoby to niezłe zamieszanie. Bałam się jak Draco na mnie zareaguje. Uświadomiłam sobie, że zaczęło mi na nim zależeć. Jak na przyjacielu. Ne chciałam aby zapomniał tych chwil spędzonych ze mną. 
Gdy pojawiłam się w kominku, Draco wstał gwałtownie z fotela na którym siedział.
- Czego tu chcesz? - warknął.
- Przyszłam pogadać. - odparłam. Starałam się panować nad emocjami. Teraz gadałam z Malfoy'em, który gnębił mnie przez te wszystkie lata. Z Malfoy'em smierciożercą. Musiałam uważać.
- Od kiedy to my ze sobą gadamy, co?
- Od trzech miesięcy. 
- O czym ty gadasz? Powaliło cię?
Westchnęłam.
- Straciłeś pamięć. - nie wiedziałam od czego zacząć. - Usiądź, wszystko Ci opowiem.
Draco wpatrywał się we mnie z przymrużonymi oczami. Na szczęście jego ciekawość zwyciężyła i usiadł z powrotem na fotelu. Zaczęłam swoją opowieść. Najpierw opisałam przebieg bitwy i co się po niej działo, a pózniej  ten rok szkolny. Draco tylko kręcił głową z niedowierzaniem.
- Wczoraj, podczas meczu, wpadłeś na mnie gdy wychylałam się z trybun i oboje spadliśmy. Miałeś złamaną nogę i żebra, ale pani Pomfrey szybko się tym zajęła. Tylko, że straciłeś pamięć. - skończyłam swoją opowieść. 
- To niedorzeczne. Idź stąd. Ja nigdy bym z tobą...
- No i właśnie o to chodzi. - przerwałam mu. - Pragniesz się zmienić, naprawić wszystko, a ja chcę Ci w tym pomóc.
Widać było, że mi nie wierzy. Nie wiedziałam co zrobić. Czy to możliwe, że Draco pozostanie już taki? Lubiłam nowego Malfoy'a. Nadal nie był idealny, ale widać było poprawę. Muszę  coś zrobić. Chcę odzyskać przyjaciela.
- Draco, proszę Cię. Przypomnij sobie.
- Nie potrafię. - powiedział. 
Nie uda mi się. Muszę znaleźć inny sposób. Bez słowa opuszczam pokój Malfoy'a i wracam do swojego. Nie mam siły teraz o tym myślec. Zasypiam z nadzieją, że jutro wszystko się ułoży.

- Potrzebuje waszej pomocy. -oznajmiam.
Siedzę właśnie naprzeciwko Harrego i Ginny w pokoju wspólnym Gryffindoru. 
Wyjaśniam im sytuacje. 
- Macie jakieś pomysły aby przywrócić Malfoy'owi pamięć? Magia nam się nie przyda. - wzdycham.
- Dlaczego tak się starasz dla Malfoy'a? - pyta Harry.
- Słuchaj Harry...Wiem, że to nienormalne, ale Draco się zmienił. Zaprzyjaźniliśmy się. Chcę mu pomóc wszystko naprawić.
- Aha...- widać, że nie jest co do tego przekonany.
Nagle Ginny zrywa się z kanapy.
- Mam pomysł. - mówi z podekscytowaniem. 
- Jaki? - pytam z nadzieją.
Ruda uśmiecha się chytrze. 
- Jak Malfoy stracił pamięć? - pyta.
- No...Spadł z dużej wysokości. 
- No właśnie! - mówi Ginny.
- Nie rozumiem...- kręcę głową.
Nagle Harry rownież wstaje.
- A ja tak! - spogląda na Ginny ze zrozumieniem.
- Może mi łaskawie wyjaśnicie? 
Ginny podchodzi do mnie.
- Musimy go ponownie zrzucić z dużej wysokości. 
Otwieram oczy ze zdziwienia. 
- Chyba zwariowaliscie!
- To jedyny sposób. Musi stracić przytomność. - wtrąca Harry.
Wywracam oczy.
- Nie możecie go znowu poturbować.
- Tylko troszeczkę. - mówi Ginny.
Nie mam pojęcia czemu się na to zgodziłam. Może dlatego, że to jedyna szansa na odzyskanie Malfoy'a? 

Z trudem udało nam się zaciągnąć Malfoy'a na stadion. Harry wyzwał go na pojedynek na latanie. Nie wierze, że Malfoy się na to zgodził. Nasz plan polegał na tym, że gdy będą już w górze, oczywiście nie za wysoko, zaczaruje miotłe Draco tak aby z niej spadł.
To było brutalne, ale nie miałam wyjścia.
- Rozwale Cię Potter! - mówi Draco.
- Zobaczymy. - odpowiada czarnowłosy i oboje wzbijają się w górę.
Stoję razem z Ginny na dole i czekam, aż Harry da mi znak. Gdy po jakimś czasie go dostrzegam, wyciągam różdżkę i wypowiadam zaklęcie. Miotła Draco nagle zaczyna wierzgać. Blondyn po chwili z niej spada i kieruje się ku ziemi.
Udeża prosto w twardą murawę.
Podbiegam do niego. Stracił przytomność. Mam nadzieje, że pamięć mu wróciła. Zanosimy go wspólnie do skrzydła  szpitalnego. Pani Pomfrey jest zdziwiona, ale odrazu bierze się do leczenia poszkodowanego.
Wychodzę i postanawiam, że wrócę tu jutro.

 Siedzę przy jego łożku. Widze, że zaczyna się budzić. Serce mi zamiera.
- Draco? - pytam niepewnie.
Ślizgon rozgląda się i uśmiecha.
- Cześć przyjaciółko. Co ja tu robię?
Serce znowu zaczyna bić. Odetchnęłam z ulgą. Zaczynam się śmiać.
- Witaj z powrotem, Malfoy! 




środa, 12 sierpnia 2015

13. Pechowa piłka

 Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Miałem strasznego kaca. Nie pamiętałem nic od momentu wypicia pierwszego piwa. Mam nadzieje, że nie zrobiłem nic głupiego. Wypiłem szybko eliksir na kaca, który leżał na szafce nocnej. Spojrzałem na zegarek. Za piętnaście minut zaczynają się lekcje. Cholerna Granger, musiała mnie upić w trakcie tygodnia. Nie miałem ochoty iść na lekcje, ale nie chciałem zawalić szkoły.
Ubrałem pospiesznie mindurek, zawiązałem zielono-srebrny krawat i wyszedłem z mojego pokoju kierując się w stronę szklarni. Pierwsze mieliśmy zielarstwo. Oczywiście z gryfonami.
Gdy dotarłem na miejsce, zobaczyłem, że Granger siedzi na trawie i ściska głowę. Podszedłem do niej.
- Co Granger? Kac? 
Brunetka podniosła oczy i spojrzała na mnie z zaskoczeniem. W jej oczach przez chwile mogłem dostrzec...strach? 
- Ummm, tylko trochę. - powiedziała i spuściła wzrok.
Wyjąłem z torby kolejną fiolkę eliksiru. Miałem je zawsze przy sobie. Nie wiem nawet czemu, przecież nie pije tak często. Rzuciłem fiolkę gryfonce.
- Masz. Pomoże Ci. - powiedziałem.
- Dzięki. - mówiąc to, otworzyła butelkę i wlała jej zawartość do ust.
- Ohydne. - skrzywiła się, a ja się roześmiałem.
Po chwili dołączyła do nas grupa gryfonów, w tym Potrer i ta Ruda. Spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Grenger już miała coś powiedzieć, ale ja ruszyłem w stronę Zabiniego i Pansy, którzy głośno się z czegoś śmiali.
- Cześć Draco! - krzyknęła ciemnowłosa.
Kiwnąłem na przywitanie i już po chwili wysłuchiwałem kiepskich dowcipów Blaise'a. 

 Dzisiaj po lekcjach odbywał się mecz quidditch'a. Slytherin kontra Gryffindor.
Stałem właśnie przed szatnią, w ręce trzymając swoją miotłe. Byłem kapitanem. Nagle w tłumie dostrzegłem Granger. Uśmiechnąłem się pod nosem i podbiegłem do niej.
- Cześć przyjaciółko, przyszłaś mi kibicować? - zażartowałem.
- Chciałbyś! Jestem wierna swojemu domowi! Przyszłam tu dla Harrego i Ginny. - odparła, ciaśniej owijając się czerwono-złotym szalikiem jakby chciała podkreślić swoją przynależność do domu lwa. 
- Okej, okej. - powiedziałem, odchodząc w stronę mojej drużyny, która właśnie wychodziła z szatni. 
- Powidzenia. - usłyszałem za plecami.
Uśmiechałem się pod nosem i ruszyłem zgarnąć zwycięstwo. 

 Ślizgoni wygrywali trzy do zera. Śledziłam wzrokiem Malfoy'a, który scigał się z Harrym zmierzając do złotego znicza. Obok mnie siedziała Luna. Byłyśmy na samym szczycie trybun, strasznie tu wiało. Usłyszałam głośny dźwięk, oznaczający, że ślizgoni zdobyli kolejny punkt. Naszej drużynie coś słabo dzisiaj szło. Spojrzałam na Rona. Nie wydawał się być w formie. Zamiast skupić się na grze, intensywnie o czymś myślał. Westchnęłam. Czemu on jest taki nieodpowiedzialny? Nie ważne, nie obchodzi mnie to. Po chwili jednak zobaczyłam, że ciężki tłuczek zmierza prosto w stronę Rona. On był zupełnie wyłączony z tego świata i nie interesował się otoczeniem. Piłka była coraz bliżej. Jeśli Ron się nie ruszy, dostanie nią prosto w twarz. Musiałam coś zrobić.
Przeprosiłam Lune i zbiegłam na sam dół trybun. Z tego miejsca jest większa szansa, że Ron mnie usłyszy. 
- Ron! Rusz się! - krzyczę z całych sił, lecz Rudzielec mnie nie słyszy.
Wychylam się najbardziej jak potrafię. Moja górna cześć ciała znajduje się poza barierą. Próbuje jeszcze raz. 
- Ron! Uważaj! - wrzeszczę. Chłopak w końcu mne usłyszał i w ostatniej chwili odleciał kawałek, a piłka przeleciała obok niego. Odetchnęłam z ulgą, nadal zwisając poza barierą trybun.
Po chwili coś małego i złotego przeleciało mi koło twarzy. Znicz. A to znaczy, że...
W tym momencie Malfoy wleciał prosto na mnie. Poczułam silny ból. Zaczęłam spadać z trybun. Nade mną Draco starał się zapanować nad wirującą miotłą.
Zaczęłam krzyczeć, czując, że coraz bardziej zbilizam się do ziemi. Nie chcę umierać. Po chwili Draco znika mi z pola widzenia. Zamykam oczy. A więc tak umrę? Chciałam tylko uratować Rona...
Nagle, gdy znajduje się prawie przy ziemi, czuję, że ktoś mnie chwyta w pasie i przyciska do siebie. To Malfoy. Stracił panowanie nad miotłą i oboje przywaliliśmy w twardą murawę boiska.
Siła uderzenia była duża, ale nie odczułam jej tak bardzo jak Malfoy, który specjalnie obrócił się plecami do ziemi aby mnie ochronić. Czułam, że kręci mi się w głowie. Draco ściskał mnie mocno, twarz miałam wtuloną w jego tors. Podniosłam powoli głowę. Świat rozmazywał mi się przed oczami. Usłyszałam, że wszyscy zaczęli schodzić z trybun i zmierzali w naszą stronę. Pare osób mnie wołało. Byłam strasznie zamulona.  Spojrzałam na Malfoy'a. Oczy miał zamknięte. Nie ruszał się.
- Draco? - szepnełam i zaczęłam nim potrząsać. Żadnej reakcji. Sprawdziłam jego puls. Na sczęście żył. Obraz rozmazał mi się przed oczami, a po chwili ogarnęła mnie ciemność. Zemdlałam prosto na klatkę piersiową Malfoy'a.

 Obudziłam się kilka godzin pózniej w skrzydle szpitalnym. Pielęgniarka zbadała mnie i stwierdziła, że oprócz paru siniaków i stłuczonego nadgarstka nic mi nie jest. Niestety Malfoy nie był w takim dobrym stanie jak ja. Nadal się nie obudził. Miał za to złamaną nogę i żebra. Gdyby nie on, byłabym martwa. 
Usiadłam przy jego łożku i chwyciłam jego zimną, bladą dłoń. 
- Dziękuje. - szepnełam.
Położyłam głowę na łożku, obok Malfoy'a i nadal trzymając go za rękę zasnęłam.





poniedziałek, 10 sierpnia 2015

12. Przyjaciółki

 Od tygodnia stram się nie doprowadzić do konfrontacji z Malfoy'em, więc gdy w końcu słyszę jego głos, serce o mało nie wyskakuje mi z piersi. 
- Unikasz mnie, Granger? 
Nadal nie wiem jak zachowywać się w jego towarzystwie. 
- Pytanie powinno brzemieć, dlaczego ty mnie nie unikasz. - odparłam w miarę spokójnie. 
- W sumie racja. - wzruszył ramionami i poszedł dalej. 
Dopiero gdy zniknął za rogiem, odetchnęłam głęboko. Nie jestem przyzwyczajona do Malfoy'a, który nie nazywa mnie szlamą, tylko normalnie do mnie zagaduje. Muszę się z tym oswoić. 
Na końcu korytarza zauważam Harry'ego. Podbiegam do niego. 
- Cześć Harry. - uśmiecham się.
- O, Hermiona. Dawno nie rozmawialiśmy sam na sam. - brunet odwzajemnił uśmiech. Wyszliśmy z zamku i ruszyliśmy spacerem po dziedzińcu.
- Co u Ciebie? Jak sprawy z Ronem? 
- U mnie w porządku, a z Ronem jest jak widzisz. Nie zamierzam się do niego odzywać dopóki mnie nie przeprosi. Wiem, że to dziecinne, ale on serio mnie zranił. - westchnęłam.
- No tak, rozumiem. On tego żałuje, ale też sądzę, że powinien przeprosić. Ale to jego decyzja.
Przyglądam się kwitnącym kwiatom rosnących wokół dziedzińca.
- Co sądzisz o Malfoy'u? - wypaliłam nagle. Byłam ciekawa jaki ma do niego stosunek, teraz gdy wojna się skończyła.
- Nadal go nie lubię, ale teraz jest mi obojętny. Szczególnie, że przestał być wrednym dla każdej żywej istoty.
- Hmmm, no tak. - spuściłam wzrok. - A gdyby Malfoy nagle ogłosił, że się zmienił i chciałby się z tobą zaprzyjaźnić, dałbyś mu szanse? 
- Czemu tak o to wypytujesz?
- Tak jakoś. A teraz odpowiedz. 
Harry zastanowił się chwilę.
- Nie wiem. - westchnął. - Nie mam pojęcia czy dałbym radę się z nim przyjaźnić po tych wszystkich latach nienawiści. Ale możliwe, że dałbym mu szansę.
- Cieszę się, że się przyjaźnimy, Harry. - powiedziałam z uśmiechem wpatrując się w niebo. Był wczesny wieczór. Chmury zasłoniły ostatnie promienie słoneczne.
- Ja też, Hermiono. - odpowiedział.
 Serce waliło mi jak młot. Strasznie się denerwowałam tą rozmową. Układałam ją w głowie milion razy. Uda mi się.
- Cześć, Malfoy. - powiedziałam siadając na parapecie obok niego. Mieliśmy właśnie wspólną numerologię.
- Coś się stało? - spytał ze zdziwieniem.
- Nie! To znaczy tak. Znaczy się nie, nic poważnego tylko...- nie potrafiłam tego z siebie wydusić. To było dziwne.
- Co z tobą, Granger? - widziałam jak jego prawa brew wystrzeliła w górę.
- Zostańmy przyjaciółmi. - wypaliłam na jednym wydechu.
- Słucham? Ty chyba masz gorączkę. Powinnaś iść do skrzydła szpitalne...
- Nic mi nie jest. - przerwałam mu. - Obiecałam, że Ci pomogę. Chcę abyś totalnie się zmienił i zaprzyjaźnił ze wszystkimi. Nie pozwolę wypić Ci tego eliksiru. 
Draco spojrzał na mnie z poirytowaniem.
- Pozwól, że sam o tym zadecyduje. Poza tym wątpię aby ktoś chciał się ze mną przyjaźnić. 
- Dlatego Ci w tym pomogę. Gdy zobaczą, że przyjaźnisz się ze mną pomyślą, że może faktycznie się zmieniłeś.
Draco zaśmiał się pod nosem.
- Długo myślałaś nad tym wybitnym planem? - powiedział z sarkazmem.
- Całą noc. - odgryzłam się.
- Więc? Jak masz zamiar zacieśnić ze mną więzy? Piżama party?
Wywróciłam oczami i ruszyłam w stronę klasy ponieważ właśnie rozbrzmiał dzwonek.
- Bardzo zabawne. Spotkamy się po kolacji na dziedzińcu, potem powiem Ci co dalej. 
- Zaczynam się bać. - powiedział, rownież wchodząc do klasy.

 Nie sądzę, aby plan Granger wypalił, ale chcę wszystko naprawić więc muszę współpracowac. Poza tym przyjaźń z gryfonką może być zabawna. Wyzbyłem się wszelkich uprzedzeń co do czystości krwi. Staram się zmienić. Wojna otworzyła mi oczy. To co robił mój Ojciec i sam Voldemort było złe. Stałem właśnie przed wejściem do zamku. Czekałem na Granger. Postanowiłem, że tym razem się nie spóźnię. Nie chciałem znowu dostać ochrzanu. Na dworze robiło się ciemno. Mimo, że zaczynała się  wiosna, było zimno.  Po chwili przez wielkie drzwi wyszła mała osóbka. Gryfonka minęła mnie bez słowa i zaczęła iść w stornę przejścia do Hogsmade.
- Halo. - powiedziałem, doganiając ją. 
- Cześć. - powiedziała i szła dalej.
- Jesteś dziwna, wiesz? 
Hermiona pokręciła głową, wprawiając w ruch swoje bujne loki. 
- Musimy się spieszyć, bo zaraz zamkną przejście. - odparła.
- A jak wrócimy z powrotem? 
Brunetka zastanowiła się przez chwilę.
- O to będziemy się martwić później.
- Co się stało z uporządkowaną, rozsądna Hermioną Granger? - zaśmiałem się.
- Sama chciałabym wiedzieć. - westchnęła i uśmiechnęła się lekko.
Przeszliśmy przez bramę prowadząca do wioski. O tej porze było tu wyjątkowo dużo ludzi, głownie pijanych.
- Jaki mamy plan? - spytałem.
- Mam zamiar Cię upić i wyciągnąć z Ciebie wszystkie sekrety. - powiedziała z przekąsem.
- Wracam do domu. - powiedziałem i odwróciłem na pięcie.
Hermiona zatrzymała mnie, chwytając kawałek mojego płaszcza.
- Żartowałam. - powiedziała. - Będę piła razem z tobą więc możemy się wymienić sekretami wspólnie. 
Zaśmiałem się.
- Jak prawdziwe przyjaciółki. - stwierdziłem z uśmiechem.
- Jak prawdziwe przyjaciółki. - powtórzyła z uśmiechem i ruszyła w stronę baru.

 Na początku strasznie się denerwowałam, ale piwo kremowe sprawiło, że wszystkie moje zmartwienia zniknęły. Draco wypił już sporo i teraz siedział wpatrując się we mnie z pijackim uśmiechem na ustach. Stwierdziłam, że jest już późno i powinniśmy wracać. Jeśli jacyś nauczyciele nas nakryją...Ale teraz miałam inne zmartwienie. Będziemy musieli wrócić przechodząc przez Wrzeszczącą Chatę. Wyszliśmy z baru kierując się do przerażającego budynku. Wyciągnęliśmy różdżki.
- Lumos. - szepnelam i moja różdżka zaświeciła białym światłem. Draco zrobił to samo.
Gdy weszliśmy do środka, podłoga głośno zaskrzypiała pod naszymi stopami. Było tu strasznie ciemno i tylko nasze różdżki dawały jakiekolwiek światło . Zaczęliśmy iść, starając się dostać do przejścia prowadzącego na Hogwarckie tereny. Nagle poczułam, że Draco się koło mnie nachylił.
- Boisz się, Granger? - szepnął mi do ucha.
Byłam odważną Gryfonką i wiedziałam, że nic mi tu nie grozi, ale i tak czułam, że przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz.
- Niby czego? - prychnęłam i ruszyłam przodem na znak, że się nie boję.
Kiedy dotarliśmy do wyjścia mimowolnie odetchnęłam z ulgą. 
Po krótkiej wędrówce w końcu dotarliśmy do zamku. Ponieważ on mieszkał w lochach, a ja w wieży, rozdzieliliśmy się w holu. 
- Uważaj, aby żaden nauczyciel cię nie złapał. - powiedziałam.
Draco uśmiechnął się i podszedł do mnie. Położył rękę na moich policzku i przybliżył swoją twarz do mojej. Był bardzo blisko. Wstrzymałam oddech.
- Taaaak, taaaak. - jego oddech pachniał piwem kremowym. - Dobranoc, przyjaciółko. 
Mówiąc to, Draco wyszczerzył się i ruszył do swojego dormitorium. Ja natomiast stałam, nie mogąc się ruszyć. Nie liczyło się dla mnie to, że zaraz jakiś nauczyciel może mnie złapać. Liczyło się dla mnie tylko to, że moje serce się zatrzymało i zapomniałam jak się oddycha. 


niedziela, 9 sierpnia 2015

11. Zbliżenie

 Wsłuchiwałem się w delikatny szum wody. Siedziałem na brzegu i rozmyślałem. Granger stała kilka metrów za mną, ale po chwili dołączyła do mnie i usiadła obok. Wypatrywaliśmy się w nieskazitelną tafle.
- Więc? Co teraz? - spytała, nadal patrząc przed siebie. 
Westchnęłem. Strażniczka wytłumaczyła nam, że każdy kto chciał dostać się do rzeki, musiał przejść jej próbę. Powiedziała coś w stylu, że tylko najsilniejsi i najodważniejsi mogą uzyskać do niej dostęp. Powiedziała rownież, że troll był jej wysłannikiem. Następnie zaprowadziła nas do celu. Aby dostać sie do rzeki trzeba było przejść przez kamienny łuk. Tylko za pozwoleniem Strażniczki rzeka się ukazywała. Potem zniknęła, zostawiajac nas tu samych. To wszystko jest jakieś pochrzanione. Nagle poczułem bolesne dźgnięcie. 
- Halo, mowię do Ciebie. - tym razem Hermiona spoglądała prosto na mnie. 
- Ah, tak. - wyciągnąłem z kieszeni małą fiolkę. Nachyliłem się i nalałem do niej trochę wody. Następnie zamknąłem ją i schowałem ponownie do kieszeni.
- To tyle. - mówiąc to położyłem się na trawie. - Ale jestem zmęczony. 
Zamknąłem oczy niezważając na obecność gryfonki. 
- Draco?
- Hmmmm?
- Robisz eliksir zapomnienia, prawda?
Mogłem się domyślić, że przed nią nic sie nie ukryje. Otworzyłem oczy.
- Tak. - mruknąłem.
- Po co Ci on? Chcesz go wypić?
- Nie wiem.
Zapanowała długa cisza. Po chwili jednak  Granger zrobiła coś czego nigdy bym się po niej nie spodziewał. Usiadła na mnie okrakiem i nachyliła nad moją twarzą. Jej długie loki muskały moje policzki. Wstrzymałem oddech.
- Granger! Co ty...
- Jesteś idiotą. - powiedziała.
- Słucham? 
- Zdajesz sobie sprawę, że gdy go wypijesz stracisz pamięć? Bezpowrotnie!
- Aż takim idiotą nie jestem. - burknąłem.
- Dlaczego? Dlaczego chcesz stracić  siebie? 
- Nie muszę Ci się tłumaczyć.
- Owszem musisz. Bo inaczej Cię nie puszczę. - mówiąc to chwyciła moje nadgarstki i z całej siły przycisnęła do ziemi. Zaśmiałem się.
- Granger, proszę Cię! - jednym ruchem wywróciłem nas tak, że to teraz ona była pode mną.
- Puszczaj mnie, Malfoy! - próbowała się wyrwać.
- Dobra, ale przysięgnij, że zostawisz tą sprawę w spokoju.
- Nie! 
- Dlaczego?
Gryfonka zawahała się.
- Bo się o Ciebie martwię.
Puściłem ją zaskoczony i spojrzałem prosto w oczy. Zaśmiałem się lekko.
- Niemożliwe. 
Granger wstała i zaczęła iść wzdłuż rzeki.
- Słuchaj, jeszcze się nie zdecydowałem co do wypicia tego. - podążyłem za nią.
- Dlaczego w ogóle chcesz to zrobić?
Nie chciałem o tym mowić, ale wiedziałem, że ona nie odpuści.
- Bo chcę zapomnieć. O całym moim życiu. Męczą mnie koszmary, wspomnienia. Ciagle widzę te przerażajace rzeczy. Chcę zapomnieć. 
Gryfonka zatrzymała się, odwróciła i ruszyła w moją stronę. Zatrzymała się dwa kroki przede mną.
- Oh, Draco. Rozumiem, że Ci ciężko, ale  musi być jakiś inny sposób. 
Zacisnąłem powieki. Czułem się jakby ktoś wszedł do mojego umysłu i starał się odkryć jego sekrety.
- Nie rozmawiajmy już o tym.
- Ale...
- Proszę.
Hermiona dotknęła mojego policzka. Czułem się okropnie. Nagle zrobiłem coś co jeszcze kilka miesięcy temu byłoby czymś nierealnym. Potrzebowałem tego. Pragnąłem bliskości człowieka, której nigdy nie zaznałem.
Przytuliłem Hermionę Granger.
- Pomogę Ci. - szepnęła, a ja wtuliłem twarz w jej włosy. 

 Dopiero gdy siedziałam już w swoim pokoju dotarło do mnie co się właściwie stało. Draco mnie przytulił. Ja też zachowywałam się jakoś dziwnie. Nie mam pojęcia co o tym myślec. Dlaczego w ostatnim czasie tak się zbliżyłam z Malfoy'em? To było chore. I dziwne. Jeszcze obiecałam, że mu pomogę! Nawet nie wiem jak, ale naprawdę nie chcę aby wypił ten eliksir. Ciekawe czy wszystko poszło dobrze. Gdy wracaliśmy, Draco powiedział mi, że reszta eliksiru jest już gotowa. Wystarczy dodać ostatni składnik. Rzucam się na łóżko. Głowa mnie boli od nadmiaru myśli. Nagle wpadam na pewien pomysł. Draco chce się zmienić, może mogłabym mu w tym pomóc? Gdyby poprawił swoje kontakty ze wszystkimi i naprawił swój wizerunek wszystko byłoby dobrze. Pozostaje jeszcze kwestia jego wspomnień. Tych złych. Nie mam pojęcia jakie mogą być, ale Draco był smierciożercą, napewno widział wiele strasznych rzeczy. Pomyśle o tym pózniej. Uświadamiam sobie, że pora na kolację. Spędziliśmy w Zakazanym Lesie cały dzień. Kiedy docieram do Wielkiej Sali, wszyscy moi przyjaciele już siedzą przy stole. Nie mam pojęcia gdzie byli do tego czasu. Gdy wróciłam, pokój wspólny był pusty.  Usiadłam obok Ginny. 
- Gdzieś ty była cały dzień? - spytała ze złością.
Harry rownież się we mnie wpatrywał. Ron, który siedział obok niego, udawał, że jest bardzo zainteresowany swoją jajecznicą. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Gdyby była tu sama Ginny powiedziałabym bez problemu, że byłam z Malfoy'em w Zakazanym Lesie, ponieważ o tym wiedziała. Niestety był tu jeszcze Harry. No i Ron, ale jego miałam gdzieś. Zaczęłam nerwowo skubać bluzkę. 
- No więc...- spojrzałam na Ginny znacząco. Ruda, chyba domyśliła się o co chodzi.
- Pewnie byłaś w Hogsmade? Planowałaś zakupy już od kilku dni!
- Tak! - spojrzałam na Ginny z wdzięcznością, a ta uśmiechnęła się.
Gdy zajęłam się jedzeniem, poczułam czyiś wzrok na plecach. Odwróciłam się i spojrzałam prosto w oczy Malfoy'a. Dlaczego mi się przyglądał? Po ostatnich wydarzeniach nie wiedziałam jak się przy nim zachować. Odwróciłam pospiesznie głowę i zajęłam się rozmową z Harrym.



sobota, 8 sierpnia 2015

10. Koszmary przeszłości

 Pomału zaczęłam odzyskiwać świadomość. Otaczająca mnie ciemność zaczęła znikać. Otworzyłam oczy. Leżałam na zimnej kamiennej podłodze. Usiadłam i rozejrzałam sie wokół. Znajdowałam sie w bardzo małym, ciemnym, kwadratowym pomieszczeniu. Nie było tu drzwi ani okien. Tylko wielkie lutro, które zajmowało prawie całą ścianę. Siedziałam na przeciwko niego. Spoglądała na mnie mała, rozczochrana i brudna osóbka. Jeju, wyglądam strasznie. Wstałam i podeszłam bliżej lustra. Dotknęłam powierzchni, lecz nie wyczułam nic szczególnego. 
- Halo? - odezwałam się niepewnie. - Draco? 
Odpowiedziała mi cisza. Po chwili moje odbicie zaczęło sie zmieniać. Zamrugałam kilka razy ze zdziwienia. Przede mną stała moja mama. Dotknęłam ponownie lustra, ale wyczułam tylko płaską tafle. Cofnęłam sie przestraszona.
- Mamo? - spytałam niepewnie.
Uśmiechała sie do mnie. To nie był przyjemny uśmiech, był przerażający. Po chwili jej twarz zmieniła swój wyraz. Teraz patrzyła się na mnie tępo. 
- Zapomniałaś o mnie.
Poczułam ukłucie w sercu. Tak dawno nie słyszałam głosu mamy. Zaczęłam kiwać przecząco głową.
- Nie! Mamo! Nigdy o tobie nie zapomniałam! - mój głos się łamał.
Mama cały czas tylko powtarzała to samo zdanie. 
- Zapomniałaś. 
Po chwili na jej miejscu pojawił sie tata.
- Jak mogłaś o nas zapomnieć? - powiedział. Jego głos nie wyrażał żadnych uczuć. Do oczu napłynęły mi łzy.
- Przestan proszę. 
Na miejscu moich rodziców pojawiali sie rownież moi przyjaciele, którzy zginęli wojnie. Padłam na kolana i zatkałam uszy. Z moich oczu płynęło coraz więcej łez. 
- Przestańcie. - wyszeptalam i skuliłam sie jeszcze bardziej.


Czy ja oszalałem? Umarłem? Jestem w piekle? Siedzę pod ściana na końcu pomieszczenia. Od kilku minut przede mną pojawiają sie osoby z moich koszmarów. Osoby, które umierały na moich oczach. Szepczą "Morderca", "zapomniałeś". To jakieś szaleństwo. Czy tak wyglada moja kara? Zamykam oczy i próbuje oczyścić umysł. Po chwili do moich uszu dociera cichy szloch. Podchodzę do lutra starając sie nie patrzeć na postacie w nim ukazane.
Stąd płacz jest głośniejszy. 
- Graneger? To ty? - pytam.
Nie uzyskuje odpowiedzi. Zrezygnowany zaczynam iść z powrotem na moje miejsce, ale zatrzymuje mnie cichy głos.
- Malfoy? 
Ponownie podchodzę do lustra.
- Tak, jestem tu. Nic Ci nie jest? 
Słyszę, że brazowowłosa stara się powstrzymać szloch.
- Wszysko okej. Gdzie my jesteśmy? A co ważniejsze jak się wydostaniemy?
Rozglądam sie wokół. Żadnej drogi ucieczki. Nagle nachodzi mnie pewna myśl.
- Lusto. Musimy je zbić. - mowię.
Grenger nic nie odpowiada.
- Czy ty też...- zaczynam - widzisz, eee, rożne postacie? 
- Tak. - odpowiada szybko. 
Zaczynam szukać swojej różdżki. Niestety jej nie znajduje. Cholera, musiałem upuścić ją w lesie. 
- Granger, nie mam swojej różdżki. Ty masz swoją? - pytam ze zdenerwowaniem.
- Tak, mam. - jej głos lekko drży.
- Musisz wysadzić lustro.
Znowu cisza. Po chwili jednak słyszę:
- Tak.

Znowu pojawia sie mama. Dziwnie celować różdżka we własna rodzicielkę. Muszę wysadzić lustro.
- Zapomnialaś o nas. - głos matki tym razem jest ostrzejszy. - Teraz chcesz nas zabić! Zniszczyć! 
Zamykam oczy. Serce bije mi jak szalone.
- Granger, oni nie są prawdziwi. - mimo, że nie widze Malfoy'a, słyszę jego spokojny głos. - Zrób to.
Biorę głęboki wdech i patrzę prosto w oczy matki.
- Nie zapomniałam o was.
- Chcesz nas zniszczyć.
- Nie jestes prawdziwa.
Cofam się jak najdalej. Mam nadzieje, że Draco też tak zrobił.
- Bombarda maxima! 
Z mojej różdżki wytrzelił biały snop światła. Kiedy spotkał sie z lustrem, rozbiło sie na milion kawałeczków. Wyczarowalam szybko tarcze ochronną. Kiedy wszystkie kawałki opadły, zobaczyłam, że po drugiej stronie stoi Draco. Podeszłam do niego powoli.
- Co teraz? Nadal nie mamy jak stąd wyjsć. - szepnęłam. Byłam poruszona tym wszystkim. Draco tez nie wyglądał najlepiej, ale wydawał sie mniej zdenerwowany niż ja. 
Kiedy Malfoy otworzył usta aby coś powiedzieć cały pokój wypełnił sie białym światłem. Przymrużyliśmy oczy i po chwili pomieszczenie znikło. Znowu staliśmy na polanie w środku lasu. Przed nami stała postać emanująca delikatnym światłem.
Wygladała trochę jak kobieta. Jej skóra była śnieżnobiała, tak samo jak włosy. Miała wysokie kości policzkowe i szpiczaste uszy. Jej oczy były żółte.
- Gratuluje, zdaliście moją próbę. 
Otoczył nas delikatny i dźwięczny głos. Byłam jednocześnie przerażona i spokojna. 
- Kim jestes? Co to było? - spytał Draco.
Postać uśmiechnęła sie delikatnie.
- Jestem strażniczką rzeki Lete.








sobota, 1 sierpnia 2015

9. Intruz

 Mimo, że było już czuć pierwsze oznaki wiosny, o świcie nadal było bardzo zimno. Założyłam ciepłą kurtkę, wysokie skórzane buty i rękawiczki. Zaopatrzyłam się również w plecak z prowiantem i różnymi rzeczami na wypadek sytuacji awaryjnych. Spojrzałam przez okno. Słońce właśnie zaczęło wschodzić. Wyszłam najciszej jak się da, aby nie obudzić Ginny i ruszyłam na błonia. Zamek był pusty. Wszyscy spali. W tej strasznej ciszy moje kroki wydawały się trzy razy głośniejsze niż normalnie. Gdy dotarłam na miejsce spotkania, Draco tam nie było. No co za kretyn! Jeśli on nadal śpi...Nie mieliśmy czasu aby czekać aż królewicz się obudzi. Co robić? Zaczęłam panikować. Powiedziałam sobie, że zaczekam jeszcze dziesięć minut, a potem zastanowię się co dalej. Czekałam na mrozie, nerwowo postukując stopą o zmarzniętą ziemię. Mam iść sama? Nie, nie ma mowy. Nie mam zamiaru umrzeć przez Malfoy'a. Nie możemy wyruszyć jutro, bo Draco powiedział, że wtedy kończy się czas. Cokolwiek by to nie znaczyło. Mogłabym poczekać aż w końcu się obudzi, ale nie wiadomo kiedy to będzie, a mamy czas do północy. Nie zdążylibyśmy. Nagle do mojej głowy wpadł strasznie głupi pomysł. Ruszyłam z powrotem do zamku. Nie, nie, nie. To głupie! Co ja robię? Ale nie mam innego wyjścia. Cholerny Malfoy! Zaoferuje Ci najokropniejszą pobudkę świata!

 Mój plan polegał na skorzystaniu z sieci Fiuu. Każdy dom miał w swoim pokoju wspólnym kominek. Uczniom nie wolno było go używać (tylko w nagłych wypadkach. Czy można uznać tę sytuacje za nagły wypadek?). Musiałam złamać zasady. Zabiję go. Draco ma własne dormitorium ponieważ jest prefektem (ja również je mam, ale wolę mieszkać z Ginny). A co jak wparuje do jego pokoju, a on będzie spał nago? O Merlinie uchroń mnie. Minęło pół godziny odkąd wyszłam z pokoju. Pół godziny w plecy. Musiałam się spieszyć. Weszłam do kominka w pokoju wspólnym Gryffindoru i wypuszczając z dłoni proszek wypowiedziałam bardzo dokładnie swój cel. Po chwili znalazłam się w kominku w pokoju Dracona. Było tu strasznie ciemno. Zobaczyłam na łóżku jakiś kształt. Z pod kołdry wystawały tylko platynowe włosy. Tak to na pewno był ten dureń. Podeszłam do światła i zapaliłam je. W pokoju momentalnie zrobiło się strasznie jasno. Musiałam przymrużyć oczy. Następnie podeszłam do łóżka z zamiarem zepchnięcia Malfoy'a. Proszę nie bądź nagi! Popchnęłam go z cały sił (był cholernie ciężki). Chwilę później Draco leżał już na podłodze. Stanęłam nad nim starając się przybrać najbardziej wkurzony wyraz twarzy jaki potrafiłam. Blondyn z jękiem zaczął się wyłaniać z pod kołdry. Wyglądał niesamowicie śmiesznie. Cały był potargany, a jego twarz wyglądała jakby nagle został pozbawiony mózgu. Miał na sobie białą koszulkę (hurra!) i czarne bokserki. Spojrzał na mnie zaspanymi oczami i się uśmiechnął.
- Cześć Granger, chcesz ze mną spać?
Zaraz wybuchnę. Spokój Hemriono, spokój.
- Ty skretyniały kretynie! Pół godziny temu miałeś czekać na mnie na błoniach! Czy ty nawet obudzić się nie potrafisz? Specjalnie dla Ciebie wstałam tak wcześnie, a ty olewasz własną sprawę. Podobno to dla Ciebie ważne! Ubieraj się już! Masz pięć minut i widzimy się na błoniach! - nie mówiąc nic więcej wróciłam wkurzona do kominka. Zdążyłam zauważyć, że Malfoy mi macha. Kretyn. Po chwili zniknęłam z jego pokoju.

 Malfoy faktycznie wyrobił się w pięć minut. Był ubrany równie ciepło jak ja. Miał na sobie szalik, który mu dałam. Mimo, że nadal byłam zła to ucieszyło mnie to.
- Słuchaj Granger, przepraszam. Głupio wyszło. Nie spałem do późna i...- Draco zaczął się tłumaczyć, ale mu przerwałam.
- Dobra, nieważne. Nie mamy teraz na to czasu. Musimy wyruszać. - mówiąc to zaczęłam szukać mapy w plecaku. Była wyblakła i pognieciona, ale dało się ją odczytać. - Musimy cały czas iść na północny wschód. Droga niby prowadzi prosto, ale napotkamy różne przeszkody. W każdym razie ruszajmy już.
Na dworze było już jasno, ale Zakazany Las jak zwykle był spowity mrokiem. Malfoy wyglądał na zamyślonego. Postanowiłam, że spróbuje wyciągnąć z niego po co to wszystko. 
- Po co Ci ta woda? - zaczęłam. - Co to za ważny powód? To jeden ze składników eliksiru zapomnienia. Po co Ci on? Nie rozumiem, mógłbyś mi wyjaśnić choć trochę?
Draco sie zatrzymał. Byłam kilka kroków dalej. Nie odwrócił sie wiec nie widziałam jego twarzy. Czekałam aż coś powie.
- Już Ci powiedziałem. Nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy. Jestem...- zawachał się przez chwile - ...Ci wdzięczny, że mi pomagasz, ale i tak nic nie powiem. 
W tym momencie coś przykuło moja uwagę. Jakiś cień poruszył sie za drzewami kilka metrów od nas.
- Granger, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Zrozum, że...
- Cicho! - przerwałam mu - ktoś tu jest.
Draco spojrzał w tym samym kierunku co ja. Nagle zza drzewa wyszła mała postać.  Draco przyjął pozycje obronna. Ja wyjęłam różdżkę z kieszeni kurtki. Postać zaczęła zmierzać w naszym kierunku, unosząc ręce w geście poddania. Spojrzałam niepewnie na Malfoy'a. Patrzył prosto na intruza, śledził każdy jego ruch. Postać zaczęła wyłaniać sie z ciemności. Mogłam sie jej dokładnie przyjrzeć. Była niska, zielona i pomarszczona. Leśny troll. Co on robił tak blisko szkoły? Myślałam, że żyją w środku Zakazanego Lasu. Kątem oka dostrzegłam, że Draco rownież wyjął swoją różdżkę. Gdy troll był dziesięć metrów od nas odezwał sie chrapliwym głosem. 
- Witajcie uczniowie. Przyszedłem aby wam pomoc. - mówiąc to troll ukłonił sie nisko. Widziałam, ze Draco chce już coś powiedzieć wiec go uprzedziłam. 
- W czym chcesz nam pomóc? - spytałam ostrożnie. Troll zbliżył sie o metr.  
- Wiem czego szukacie. Potrafię doprowadzić was najszybsza drogą do rzeki Lete. 
Draco wyprostował sie, ale nadal był gotowy do ewentualnego ataku. 
- Skąd wiesz czego szukamy? - syknął Malfoy. Troll ponowni sie ukłonił i wskazał na otaczające nas drzewa.
- Las mnie przysłał. 
- Przestan chrzanić! - warknął Draco.
Podeszłam do niego i odciagnelam kawałek. Nachylilam sie aby troll nas nie usłyszał.
- Idźmy za nim. - powiedziałam.
- Zwariowałaś? 
- Słuchaj, ja też mu nie ufam . Po prostu pomyslałam, że może faktycznie nas tam zaprowadzi. Jakby co mamy rożki. Potrafimy się bronić. 
Malfoy przyglądał mi sie przez chwile, ale w końcu przytaknął.
- Grenger, obiecuje Ci, że jeśli tu przez Ciebie zginiemy to cię zabije.
- Bardzo inteligenta wypowiedz. - uśmiechnęłam sie lekko.
- Cicho siedź. - mówiąc to Draco ruszył w stronę trolla. Różdżkę miał wycelowaną prosto w niego. 
- Prowadź. Tylko bez żadnych sztuczek, bo wylecisz w powietrze. - syknął.
Troll po raz kolejny się ukłonił, odwrócił sie i ruszył w ciemność.

Nie ufam trollom. W ogóle nikomu nie ufam. Idziemy od dobrej godziny. Sceneria wokół nas ani trochę się nie zmieniła. Tylko drzewa i ciemność. Troll ani razu sie nie odwrócił. Granger sie nie odzywała. Na dworze panował straszy chłód, nawet w środku lasu. Szturchnąłem gryfonkę w ramię. Odwróciła sie gwałtownie i spojrzała na mnie zaskoczona.
- Ile będziemy jeszcze szli? - zapytałem.
- Nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że to dobra droga. 
- Nie wydaje Ci się to wszystko podejrzane? Że niby las go do nas przysłał? Coś mi tu śmierdzi.
Granger tylko wzruszyła ramionami. W tym momencie troll zatrzymał się i odwrócił. Stał spory kawałek od nas . Rozejrzałem się. Okazało sie, że staliśmy na małej, okrągłej polanie. Troll stał poza jej granica. Cholera, coś tu było nie tak.
- Draco! Kwiaty! - krzyknęła Granger.
Nie rozumiałem o co jej chodzi. Po chwili otoczyła nas biała mgła. Zacząłem robić się senny.
- Pył...usypiający. - powiedziała. Oboje upadliśmy na ziemie. Zanim straciliśmy przytomność, zdążyłem tylko powiedzieć:
- Nie żyjesz Granger.

-----------------------------------------
Dziękuje, za tyle wyświetleń! Jestem bardzo wdzięczna tym kilku osoba, które czytają tego bloga :)



Obserwatorzy