Przez chwilę znowu widzę ciemność. Potem widzę Jego i znika równie szybko jak się pojawił. Słyszę znajome głosy. Wydaje się, że są tak blisko, a zarazem tak daleko. Przebłyski wspomnień. Chcę się obudzić, ale nie mogę. Czuję, że ktoś dotyka mojej twarzy. Ma zimne, ale delikatne ręce. Głaszcze mnie po policzku. Chcę zobaczyć kto to, chcę otworzyć oczy i powrócić do życia. Ale nie mogę.
- Obudź się, Granger. - słyszę znajomy głos. Nie mogę odpowiedzieć. Mam ochotę krzyczeć.
Czuję, że On odchodzi. Chcę wołać z całych sił aby został ze mną. Ale nie mogę.
Draco Malfoy odszedł.
Czuję, że powraca mi władza w palcach u rąk. Zaczynam nimi powoli ruszać. Teraz nogi. Znowu mogę kontrolować swoje kończyny. Przyszła pora na oczy. Podnoszę pomału powieki, lecz momentalnie je zamykam gdyż oślepia mnie jasne światło wpadające przez okno naprzeciwko mojego łóżka. Znajduje się w skrzydle szpitalnym. Co ja tu robię? A no tak, incydent z eliksirem słodkiego snu.
Wszystko mi się przypomina; jak straciłam przytomność i spałam przez...Właśnie, ile dni byłam nieprzytomna? Wole nie myśleć ile lekcji mnie ominęło. Jest jeszcze jedno wspomnienie. Nie umiem określić czy jest prawdziwe. Byłam wtedy w stanie kompletnej nieświadomości, ale czułam to. Czułam jego zimny dotyk na mojej skórze. Hermiono! Czy ty sobie wyobrażasz, że Malfoy przyszedł by cię odwiedzić w szpitalu? Przecież dla niego jesteś tylko zwykłą szlamą! Tak, to na pewno tylko moja wyobraźnia. Rozglądam się po sali. Nikogo oprócz mnie tu nie ma. Pani Pomfrey pewnie siedzi w swoim pokoiku i popija kawę. Patrzę na wielki zegar który wisi na środku skrzydła szpitalnego. Jest godzina szesnasta trzydzieści. Za chwilę wszyscy uczniowie udadzą się do Wielkiej sali na obiad. Próbuję zasnąć, ale uświadamiam sobie, że nie jestem ani trochę senna. Wręcz rozpiera mnie energia.
Kiedy myślę czy będę tu leżeć sama w nieskończoność, w tej chwili wielkie drzwi wejściowe wpada grupa roześmianych Gryfonów i jedna Krukonka. Uśmiecham się od ucha do ucha widząc przyjaciół.
- Hermiona! - słyszę pisk Ginny. - W końcu się obudziłaś!
Harry, Ron, Ruda i Luna ustawiają się wokół mojego łóżka i zaczynają gadać jeden przez drugiego.
Zaczynam się śmiać ponieważ nic nie rozumiem z ich wspólnego jazgotu. Harry też to zauważa i zwraca uwagę wszystkim aby mówili po kolei. Pierwsza jak zwykle zabrała głos Ginny.
- Mionka, nawet nie wiesz ile się wydarzyło przez ten czas! - zaczyna.
- Ej, czekaj - przerywam jej. - Ile dni spałam?
Weasley'ówna patrzy po kolei na twarze wszystkich zebranych, a oni równo kiwają głową aby mi powiedziała. Czuję, że to nie będzie miła wiadomość.
- Tydzień. - mówi cicho.
Wytrzeszczam oczy ze zdziwienia. Opuściłam tydzień szkoły. Równe siedem dni. Będę teraz musiała cały czas siedzieć w bibliotece i nadrobić zaległy materiał jednocześnie przerabiając obecny. Gorzej być nie mogło. Ron widzi grymas na mojej twarzy i prosi wszystkich czy mogliby zostawić nas samych.
Kiedy reszta opuszcza powolnym krokiem salę, Ronald siada na krześle obok mnie i chwyta moją dłoń.
Ta sytuacja wydaje mi się dziwnie znajoma. Nagle nachyla się aby mnie pocałować. Robi to delikatnie, ale zarazem namiętnie. Kiedy się ode mnie odsuwa, posyłam mu szczery uśmiech. Zaczyna mi opowiadać o wygranym meczu z Puchonami. Mało mnie to interesuję, ale nie chcę mu o tym mówić. Opowiada o quidittchu z taką pasją, że grzechem byłoby mu przerywać. Kiedy kończy swoją jakże niesamowicie interesującą opowieść, Pani Pomfrey podchodzi do mojego łóżka i oznajmia, że wszystko ze mną okej i mogę już wyjść. Ron pomaga mi zabrać rzeczy ( Kiedy byłam nie przytomna na mojej szafce pojawiło się mnóstwo kwiatów i słodyczy. Uwielbiam moich przyjaciół.) i zanieść je do mojego dormitorium. Tam już na mnie czeka podekscytowana Ruda, która od razu zaczyna swoją opowieść o tym jak to Dean Thomas pocałował jakąś dziewczynę z Ravenclawu na oczach całej szkoły. Wywracam oczami i słucham opowieści co się działo gdy ja leżałam nieruchomo śniąc o Malfoy'u.
Przerwa świąteczna zbliżała się wielkimi krokami. Hogwart zaczęły zdobić przeróżne ozdoby świąteczne, a w Wielkiej sali już pojawiła się, na razie nie ubrana, choinka. Udało mi się nadrobić wszystkie zaległości, ale wiązało się to z kilkugodzinnym przesiadywaniem w bibliotece, o co Ginny miała do mnie pretensje. Rona widywałam coraz rzadziej. Praktycznie tylko na lekcjach. Było mi smutno, ale On też miał swoje życie.
Była niedziela. Przechadzałam się po błoniach, ciesząc się ostatnimi promieniami słońca. Ostatnimi czasy coraz częściej wybierałam się na takie wieczorne spacery. Tylko Ja i moje myśli. Przechodząc obok fontanny zauważyłam dwie Ślizgonki rozmawiające o czym, mocno przy tym gestykulując. Podeszłam bliżej aby usłyszeć o czym mówią. Nie interesowałoby mnie to, gdyby jedną z nich nie była Astoria. Usiadłam po drugiej stronie fontanny, i ''czytając'' książkę, wytężałam słuch.
- Gdybyś widziała go bez koszulki...Po prostu rewelacja! - tu Astoria zamruczała cicho. Wywróciłam oczami, ale słuchałam dalej. - Jeszcze z nikim nie było mi tak dobrze jak z Draconem.
Wyprostowałam się na wzmiankę o Malfoy'u. Znowu ten dziwny ucisk w żołądku. Wstałam i szybkim krokiem odeszłam jak najdalej od panny wskocze wszystkim do łóżka Greengrass. Byłam wściekła. Zdałam sobie sprawę, że od naszej rozmowy nad jeziorem zaczął mnie on obchodzić. Byłam zazdrosna kiedy był z Astorią. Nękał mnie w snach. Gdy był w pobliżu nie mogłam oderwać od niego wzroku, a on nawet mnie nie zauważał. Oh, Granegr jaka z ciebie idiotka! Fakt, Draco Malfoy był niesamowicie przystojny. Fakt numer dwa, chyba coś do niego czuję. Nie ważne jak bym się wypierała, Draco Malfoy nie jest mi już obojętny.